Dziesięć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata – tak brzmiał ostatni, wydany w kwietniu 2004 r. przez świdnicki sąd wyrok na Wysoczańskiego. Po jego ogłoszeniu burmistrz z mocy prawa musiał pożegnać się z funkcją. Nie na długo jednak. Jak skrupulatnie wyliczyli jego najbliżsi współpracownicy, powrót na fotel zajął mu zaledwie 42 dni. W przedterminowych wyborach mieszkańcy Świebodzic ponownie poparli jego kandydaturę. Wysoczański czwarty raz w swej karierze przysięgał przed radą miejską przestrzegać prawa i dbać o dobro miasta. Świebodziczanie nie traktują tego zobowiązania zbyt serio: prawa nie musi się trzymać, byleby o miasto dbał.
– Co z tego, że był karany? Jego prywatna sprawa. Ważne, że jest obrotny, uruchamia nowe inwestycje – przekonuje jeden z największych świebodzickich przedsiębiorców.
– Przez 10 lat jego rządów w mieście wiele się zmieniło. Mamy odnowiony rynek, czyste ulice, proste chodniki, pięknie kwitnące klomby. To jest najważniejsze – mówi Krystyna Siodlarz, była gminna radna, właścicielka sklepu Mini Max, w którym w czasie kampanii mieścił się sztab wyborczy Wysoczańskiego.
Do grona entuzjastów Wysoczańskiego należą nawet miejscowi proboszczowie. Przed wyborami kilku z nich wzywało z ambon do poparcia jego kandydatury. – To dobry burmistrz. Gminy ani mieszkańców nie okradł, nie oszukał. Łamał prawo, bo chciał zdobyć pieniądze na inwestycje w mieście – przekonują. Prawda jest jednak nieco inna.
Rok – nie wyrok
Sprawa, za którą Wysoczański dostał ostatni wyrok, zaczęła się w 2000 r. Prokuratura zarzuciła mu wówczas, że nadużył uprawnień burmistrza, zlecając zakup wyposażenia dla budowanego przez gminę wysypiska śmieci firmie należącej do niemieckiego biznesmena Mariana Mańki (w Niemczech Manke).