Archiwum Polityki

Metafizyka dogrywki

Mecze bez dogrywek i karnych, nawet jak są wielkie, nie przechodzą do historii. Mecze bez dogrywek i karnych są jak historie bez dramatycznego epilogu – mogą być w porządku, ale do spazmów nie doprowadzają. Mecze bez dogrywek i karnych są jak miłość wyłącznie platoniczna – może ona być wielka, ale bez słynnego napięcia w końcówce nie ma o czym gadać. Z takich powodów prawdziwe, pełnokrwiste i w pełni dramatyczne mistrzostwa zaczynają się od ćwierćfinałów.

W tej fazie jest już też niemożliwy jakikolwiek układ. Pucharowy system wyklucza subtelne spekulacje. Jest oczywiście frapującym przedsięwzięciem intelektualnym dociekanie: Czy np. Szwecja z Danią w perfekcyjny sposób pozorowały rzeczywistą grę, czy też grały rzeczywiście? Jak doskonale pamiętamy, najbardziej pożądanym przez obie drużyny był wynik 2:2, przez co był on tym drużynom specjalnie (zwłaszcza pod względem moralnym) zakazany, ponieważ osiągnięcie takiego właśnie wyniku sugerowało nieprawdę gry. Zakaz moralny nie ma wszakże mocy egzekucyjnej, nie da się stworzyć ad hoc precedensowego przepisu, na mocy którego obie drużyny jak zremisują 2:2, zostaną natychmiast zdyskwalifikowane. Pozostaje jedynie humorystyczna nadzieja, iż piłkarze celem udowodnienia swej nieskazitelności etycznej unikać będą wyniku 2:2, tym bardziej że 3:3 też ich urządzało. Piłka ma w końcu to do siebie, że często rezultat końcowy odbiega od pożądanego (np. pożądało się zwycięstwa, a pada remis), jest grą błędów, wynik bywa przypadkowy.

Nie da się wykluczyć zatem, że obie drużyny walcząc o uniknięcie korzystnego dla siebie rezultatu 2:2 pechowo go osiągnęły, który to pech był zarazem ich szczęściem. Są tacy co powiadają, iż zdobyta w ostatniej minucie bramka jest argumentem, że gra była prawdziwa, bo nikt by tak do samego końca nie umiał ryzykować.

Polityka 27.2004 (2459) z dnia 03.07.2004; Pilch; s. 98
Reklama