Archiwum Polityki

Kuszenie Jacka Kuronia

Nie ma Jacka. I już go nie będzie. Był jednym z najważniejszych i najpiękniejszych ludzi dwudziestowiecznej Polski. Kim się teraz stanie? Ikoną? Pomnikiem heroicznej przeszłości dzisiejszej elity? Świeckim świętym? Kombatancką legendą?

Jedno wydaje się pewne. Jackowi Kuroniowi trudno będzie pozostać tym, kim był przez większość swego życia: znakiem sprzeciwu, twórcą i wehikułem idei, które sieją dobro, zmieniają i ulepszają świat. Sądząc z tego, co się o nim mówi i pisze po śmierci, grozi mu, że szybko zostanie przeniesiony do panteonu, zmumifikowany i zagłaskany jako heros XX w.

Jacek przystrzyżony do pomnikowej formy prawie każdemu się przyda i prawie nikomu nie szkodzi. Jacek z „Wiary i winy”, z „Gwiezdnego czasu”, może jeszcze z „Mojej zupy” i z „PRL dla początkujących” idealnie nadaje się dziś na bohatera czytanek i centralną postać legendy polskich zmagań drugiej połowy XX w. Jacek czerwony drużynowy, Jacek komunistyczny więzień, Jacek peerelowski dysydent, minister od zupy, człowiek pojednania – utopiony w ckliwych anegdotkach, hołdach, wspomnieniach pięknych chwil, heroicznych czynów i przebrzmiałych sporów – może prawie wszystkim poprawić samopoczucie. On z nas i my z niego. Kto z nim wtedy był, może dziś, wspominając Jacka i zajmując godne miejsce w żałobnym orszaku, dopisać parę słów do swojej własnej chwały. Kto wówczas był od Jacka daleko, przyznając mu dziś rację i składając hołdy, może wygładzić swoje rachunki z przeszłością. Każdy w miarę porządny człowiek może się takiemu Jackowi publicznie pokłonić albo go pochwalić – choćby za odwagę albo za wrażliwość. To już nikogo nic dziś nie kosztuje.

Jacek kompletny staje się kłopotliwy. Zwłaszcza Jacek z ostatnich lat życia, kiedy był już „za stary na rozwody”, ale „wciąż za młody”, by uznać, że widocznie „świat musi taki być”. Bo przecież odchodził niepogodzony z tym światem, a nie może liczyć, że jego sprzeciw wobec rzeczywistości XXI w.

Polityka 26.2004 (2458) z dnia 26.06.2004; Kraj; s. 19
Reklama