Archiwum Polityki

Śpiewający detektyw

++

Komediodramat Amerykanina Keitha Gordona jest nie do końca udaną przeróbką nieznanego w Polsce telewizyjnego serialu BBC z 1986 r. o tym samym tytule. Film przypomina skomplikowany rebus. Zrobiony jest w konwencji musicalu, odwołującego się do atmosfery lat 50. Ambitny pomysł, by opowiedzieć historię, w której narrator, podrzędny pisarz kryminałów, cierpiący na tajemniczą chorobę zwaną atropatią łuszczycową, ginie zastrzelony przez wymyśloną przez siebie postać, przypomina mechaniczne kopiowanie literackich eksperymentów Pirandella czy Vonnegutta, przeprowadzone niestety bez należytego wyczucia formy. Leżąc w szpitalnym łóżku i poddając się intensywnej psychoterapii bohater odkrywa, że stan jego zdrowia polepsza się z chwilą, kiedy zaczyna analizować swoją tandetną książkę wedle psychoanalitycznego klucza. Tytułowy detektyw to – w tym kontekście – jego lepsze „ja”, mszczące się w świecie fikcji za urazy i upokorzenia. Słabość tego inteligentnego filmu polega na niewiarygodnym przedstawieniu wszystkiego, co się wiąże z cierpieniem i chorobą narratora, zaś zaletą są ciekawe pomysły obsadowe z nieoczekiwaną rolą Mela Gibsona jako lekarza i Roberta Downeya jr. w podwójnej roli pisarza i detektywa.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 25.2004 (2457) z dnia 19.06.2004; Kultura; s. 56
Reklama