Archiwum Polityki

Mroczny kadr

++

Przed paru laty szef fundacji World Press Photo Arpad Geracsey zapewniał: „Ludzie nie chcą już oglądać odciętych głów, spalonych ciał i wnętrzności na wierzchu”. Tymczasem kolejna edycja słynnego konkursu World Press Photo znów ocieka krwią i eksploduje nieszczęściami. Pokonkursowa wystawa to właściwie katalog wszelkich możliwych tragedii i przewodnik po największych konfliktach i okrutnych wojnach z Irakiem, Czeczenią i Liberią na czele. Jak w kolejnych rozdziałach podręcznika patologii społecznej możemy pochylać się nad losem sierot, prostytutek, chorych na AIDS, nieuleczalnie chorych, fetyszystów. Śledzimy klęski żywiołowe: powódź, pożar lasu, wybuch wulkanu, trzęsienie ziemi. Jest fotograficzna dosłowność, epatowanie szczegółami, twarze wykrzywione bólem, cierpieniem, rozpaczą.

W tym grzebaniu w nieszczęściach uwagę zwraca stosunkowo nowy motyw: towarzyszenia na drodze od życia do śmierci. Zdjęcia Waltera Schelsa to portrety podwójne śmiertelnie chorych; jeden zrobiony jeszcze za ich życia, drugi – już po zgonie. Tippi Thole towarzyszyła zaś odchodzącej z tego świata chorej na raka młodej dziewczynie; utrwalała na zdjęciach jej cierpienie, odpoczynek, kąpiel, aż po scenę, w której matka zamyka zmarłej oczy. Ta ekspozycja z pewnością nie służy pokrzepieniu serc ani budowaniu wiary w możliwości człowieka. Nie jestem nawet pewien, czy jest lustrem na gościńcu naszej planety? Raczej krzywym zwierciadłem ściągającym jedynie mroczne obrazy ludzkości.

Co ciekawe, na wystawie sporo jest zdjęć – rzec by można konceptualnych – wymyślonych za biurkiem, starannie zaaranżowanych i niespiesznie realizowanych. Bliżej im do galerii sztuki aniżeli na łamy czasopism. Tak jest z serią zdjęć indyjskich biurokratów, stacji metra, pejzaży z Kamczatki, największych siłaczy świata czy par amerykańskich bliźniaków.

Polityka 25.2004 (2457) z dnia 19.06.2004; Kultura; s. 58
Reklama