Archiwum Polityki

Albo, albo

Potrzebny jest rząd do tymczasowego administrowania

Kończy się czas podchodów, gier, udawania, czas gestów wykonywanych na użytek opinii publicznej i w partyjnym interesie. Przyszedł czas jednoznacznych decyzji: albo będzie rząd Marka Belki, albo wybory odbędą się w pierwszej połowie sierpnia. Nie ma już bezpiecznych, zapasowych konstytucyjnych kroków, a prezydent wyraźnie mówi, że nie będzie naciągał przepisów, by termin wyborów przesunąć na czas bardziej dogodny, kiedy naród wróci z urlopów. Ma rację. Co bardziej krewcy politycy po głosowaniu nad raportami w sprawie Rywina jeden wniosek o Trybunał Stanu dla Aleksandra Kwaśniewskiego już szykują, a gdyby prezydent przesunął termin, kolejna grupa niechybnie zaczęłaby przygotowywać drugi wniosek, mając tym razem o wiele solidniejsze, bo konstytucyjne podstawy.

Taka alternatywa oznacza, że pilnie trzeba rozmawiać i spróbować zawrzeć polityczny kontrakt. Cały okres od 2 maja, a więc od zaprzysiężenia rządu Marka Belki, był to czas politycznie jałowy. Z jednej strony powtarzano, że trzeba uspokoić sytuację, sporządzić plan spraw najpilniejszych do załatwienia (ochrona zdrowia, akcesja, plan Hausnera), z drugiej, że przy takim Sejmie powołanie rządu nic nie da, gdyż wszystko jest w rozsypce i rząd niczego nie zdziała. Argumenty obu stron są racjonalne i problem w tym, jak je pogodzić.

Nagromadzenie negatywnych emocji w parlamencie przekroczyło wszystko, czego doświadczaliśmy w polskiej polityce. Spokój ostatnich dni, związany z sejmową przerwą i kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego prowadzoną przez partie w terenie, jest pozorny. Emocje odżyją, gdy tylko posłowie pojawią się na Wiejskiej. Kampania do wyborów krajowych, najbardziej wszystkich interesujących, już trwa i będzie jeszcze brutalniejsza. Prawdą jest, że ten Sejm powinien jak najszybciej odejść, nawet jeżeli panuje powszechne przekonanie, że następny będzie gorszy.

Polityka 24.2004 (2456) z dnia 12.06.2004; Komentarze; s. 17
Reklama