Sandomierz turystów łaknie jak kania dżdżu, bo dzięki nim zapełniają się hotele, w knajpkach robi się tłoczno, przez rynek maszerują cudzoziemskie wycieczki. Miasto zarabia. – Całą noc nie spałem, bo sobie wyobraziłem, co będzie, jak „Polityka” napisze, że w Sandomierzu rządzą skinheadzi – mówi Maciej Skorupa, przewodniczący komisji praworządności Rady Miasta. – Wystraszony turysta stąd zniknie.
Sprawcą niepokoju radnego Skorupy okazał się Mieczysław Godyń, nauczyciel języka angielskiego i filozofii w sandomierskim liceum, od ponad 20 lat mieszkaniec historycznego grodu. – Któregoś wieczoru usłyszałem za oknem wrzaski – wspomina Godyń. – Grupa młodych ludzi skandowała hitlerowskie sieg heil. Łysi na pałę, w ciężkich glanach, uzbrojeni w jakieś kije i łańcuchy. No, kompletny horror.
A następnego dnia zobaczył na murach miasta setki nazistowskich swastyk, krzyży celtyckich i haseł z liczbą 88. Wiedział, że to symbol neonazistów oznaczający heil Hitler – „h” jest ósmą literą w alfabecie. I na każdym kroku bezwłosa młodzież, groźne miny, podkute buty. Kiedy idą chodnikiem, trzeba ustąpić. Właśnie wtedy wysmażył pismo do radnych. Poprosił, aby zajęli się problemem, bo miasto podbijają fanatycy białej siły i Polski dla Polaków.
Obszczymurki ściany mażą
Komendant powiatowy policji wyśmiał nauczyciela. W miejscowej gazecie zacytowano jego wypowiedź: „Jeżeli pan Godyń uważa, że sandomierską młodzież dotknęła nazistowska zaraza, to jako nauczyciel powinien zająć się jej wychowaniem”.
Władze miasta twierdzą, że problem został sztucznie rozdmuchany.