Wpołowie lat 90. w najbardziej prestiżowych pismach amerykańskich, m.in. w „Wall Street Journal”, „New York Times” i „New Yorker”, ukazały się całostronicowe ogłoszenia o treści: „100 kilometrów na południowy zachód od Warszawy brud nadaje się idealnie do produkcji wódki”. Zdjęcia przedstawiały chłopa za pługiem ciągniętym przez konia i chatę krytą strzechą. Wbrew pozorom nie była to antypolska kampania, ale reklama mająca zachęcać do dwóch nowych polskich luksusowych trunków: Belvedere Vodka z Żyrardowa i Chopin Vodka z Siedlec. Tak rozpoczął się najbardziej oszałamiający sukces rynkowy towarów made in Poland.
W kraju wieść o reklamach wywołała oburzenie, tymczasem w USA przyniosły one zaskakujący efekt: Belvedere i Chopin stały się modnymi trunkami, pitymi w najelegantszych lokalach, kupowanymi przez najzamożniejszych Amerykanów. Wrażenie robiły zarówno efektowne butelki, jak też ich zawartość. Amerykanie zaczęli rozsmakowywać się w polskiej wódce, w barach na Manhattanie za koktajl Belvedere-Martini trzeba było zapłacić 10 dol.
Jednym z autorów tego sukcesu jest Tadeusz Dorda, amerykański biznesmen polskiego pochodzenia. To on będąc w Polsce wypatrzył dwie nowe marki wódek i przekonał Edwarda Phillipsa, właściciela amerykańskiej spółki Phillips-Millenium z Minneapolis, działającej w branży alkoholowej, że warto je wylansować na rynku USA. Mieli jednak świadomość, że podejmują się zadania ryzykownego.
– Amerykanie na wódce się nie znają – twierdzi Tadeusz Dorda. – Kiedyś dali sobie wmówić, że dobra wódka musi być neutralna. Żadnego smaku ani zapachu, po prostu sterylny wyrób aptekarski.
W USA za wzór wódki uchodzi szwedzki Absolut i on króluje na rynku.