W filmie „Troja” Agamemnon jest na naszych oczach zasztyletowany przez kapłankę Bryzeidę. Reżyser Wolfgang Petersen zdjął w ten sposób kłopot z głowy Klitajmestrze, żonie Agamemnona, która zabiła męża w jego własnym pałacu już po powrocie z wyprawy, synowi wodza Orestesowi, który musiał pomścić ojca, oraz oszczędził w ten sposób pracy Ajschylosowi i pokoleniom dramatopisarzy, którzy opisali tę tragedię w dramatach. Jednak swoboda, z jaką twórcy filmu potraktowali Homera, jest dziecinną igraszką w porównaniu ze starożytnym światem, jaki rekonstruują. A raczej próbują rekonstruować – ich zabiegi przypominają harce słonia w składzie antycznej porcelany.
Namioty achajskie z 1200 r. p.n.e. oświetlają rzymskie lampki oliwne
z przełomu er. Agamemnon, planując swe podboje, rozpościera wcale udaną kopię słynnej mapy Tabula Peutingeriana z I wieku n.e. Krużganki pałacu króla Troi Priama zdobią kolumny przeniesione żywcem z Knossos na Krecie, a w sali tronowej pod ścianami stoją posągi, które pojawiły się w Grecji ponad 500 lat później. Za to, prawdopodobnie by nie urazić oczu młodej widowni, męskie posągi kurosów ubrane są w przepaski biodrowe, podczas gdy w oryginale eksponowały nagie genitalia.
Mała świątynia Apolla na wybrzeżu – abstrahując od faktu, że nigdy nie istniała – udekorowana jest posągami, które bardzo przypominają siedzące postacie faraonów egipskich. Poza tym naprawdę nie było w Troi alei obstawionej posągami sfinksów z głowami baranów. Taka aleja istnieje, tyle że w Karnaku w Egipcie. Chyba najbardziej drastycznym nadużyciem są sceny pogrzebów zabitych bohaterów; na ich powiekach towarzysze broni kładą.