Archiwum Polityki

Banany po portugalsku

Mamy czasy powszechnego przesytu futbolem. A tu za kilka dni w Portugalii szykuje się syty deser. Te mistrzostwa będą największe i najkosztowniejsze z dotychczasowych. Czy również najciekawsze?

Gdy Henri Delaunay, sekretarz Francuskiej Federacji Piłkarskiej, wymyślał w latach 50. turniej mistrzostw Europy, wielu sceptyków pytało, po co komu taka impreza. Pierwsze rozgrywki o mało co nie zostały odwołane, gdy nie zgłosiła się do nich przepisowa liczba 16 drużyn. Ostatecznie skład skompletowano, a turniej o Puchar Narodów Europy – jak wówczas go nazywano – wygrała reprezentacja ZSRR.

Forma zawodów w niczym nie przypominała tegorocznych finałów. Na początku drużyny grały systemem pucharowym, a dopiero półfinały i finał rozgrywano w jednym miejscu – w Paryżu. Najważniejszym sportowcem pierwszych mistrzostw Europy był niewątpliwie Lew Jaszyn, legendarny bramkarz radziecki, a najważniejszym politykiem mistrzostw – generał Franco, który zakazał reprezentacji Hiszpanii udziału w eliminacyjnym meczu z Rosjanami. ZSRR wygrał walkowerem, co otworzyło mu drogę do finałów i ostatecznego triumfu.

Cztery lata później nie było już trudności ze skompletowaniem drużyn. Również generał Franco zmienił swoje podejście do meczów z ZSRR, być może dlatego, że Hiszpanie byli gospodarzami turnieju finałowego. W finale na Santiago Bernabéu w Madrycie, przy dopingu 80 tys. kibiców, Hiszpanie pokonali ZSRR 2:1.

W 1968 r. zmieniono nazwę rozgrywek na mistrzostwa Europy

(choć w nazwie pucharu wręczanego zwycięzcom zachowano wspomnienie o patronie imprezy Henrim Delaunayu) i wprowadzono grupy eliminacyjne – system, który przetrwał do dziś. Turniej wygrali gospodarze, Włosi.

Finały 1972 r. w Belgii to triumf jednej z najlepszych drużyn w historii futbolu – reprezentacji Niemiec z Muellerem, Beckenbauerem, Breitnerem, Hoennesem, Netzerem.

Polityka 24.2004 (2456) z dnia 12.06.2004; Społeczeństwo; s. 98
Reklama