Archiwum Polityki

Nie bać się, działać!

W Belgii rozpoczyna się proces stulecia. Znów staje przed sądem pedofil i morderca Marc Dutroux, którego sprawa zachwiała państwem. A społeczeństwo zmobilizowała do samoobrony.

Belgowie znów staną twarzą w twarz z koszmarem, który zatruł im ostatnie lata. W Arlon przy granicy z Luksemburgiem, po trwającym siedem i pół roku śledztwie, przed sądem staną, a właściwie zasiądą w kuloodpornej kabinie Marc Dutroux z żoną i dwoma innymi wspólnikami. Akt oskarżenia zarzuca im porwanie, więzienie, gwałty i inne wymyślne sposoby znęcania się nad sześcioma dziewczynkami i zamordowanie czterech z nich. Czy proces spełni swoją rolę i pozwoli wymierzyć sprawiedliwość, czy też okaże się cyrkiem medialnym i zemstą bezradnej biurokratycznej machiny na potworze, który obnażył jej bezduszność, bezwład i nieudolność?

Sprawcy tragedii to z pozoru normalni ludzie. Przypominane ze szczegółami przez media, wraca zbiorowe traumatyczne przeżycie sprzed ośmiu lat. Najpierw zniknięcie Julie Lejeune i Melissy Russo. W ciepły czerwcowy dzień 1995 r. dwie ośmioletnie dziewczynki wychodzą na spacer, trzymając się za ręce. Po kilku dniach szuka ich cała Belgia. Na próżno. Sędziowie śledczy, policja, żandarmeria i prokuratura okazują się podejrzanie bezmyślne, nieudolne i niedoinwestowane. Belgowie uświadamiają sobie, że to nie pierwsze dzieci, które przepadły bez śladu. W dodatku do tego czasu poza rodzicami i kilkoma zapaleńcami z organizacji pozarządowych właściwie nikt ich nie szuka. Co gorsza, sytuacja powtarza się po zaginięciu 19-letniej An Marchal i 17-letniej Eefje Lambrechts.

Kiedy w 1996 r. znika 12-letnia Sabine Dardenne, a w kilka miesięcy potem 14-letnia Laetitia Delhez, kraj ogarnia prawdziwa panika. Rodzice nie odstępują dzieci na krok. W końcu żandarmi kojarzą zeznania świadka, który widział w miejscu zniknięcia Laetitii podejrzaną białą furgonetkę. Jej właściciel, 39-letni Marc Dutroux, bezrobotny elektryk, ojciec pięciorga dzieci, siedział już sześć lat w więzieniu za porwania i gwałty.

Polityka 9.2004 (2441) z dnia 28.02.2004; Świat; s. 66
Reklama