Czy to prawda, że nie wykorzystujemy środków z Unii?
Trzeba obalić ten mit, który krąży w Polsce i w Europie, z lubością przekazywany przez nasze media. Wśród państw przystępujących do Unii jesteśmy w absolutnej czołówce, jeśli chodzi o wykorzystanie środków pomocowych i przedakcesyjnych. (Głos z sali: „To się dopiero okaże”). To się nie okaże, bo to jest już historia. Najgorszy był rok 1998, kiedy wykorzystaliśmy 93 proc., w pozostałych latach 95–97 proc., a dlatego nie 100 proc., że następnie w trakcie przetargów ceny okazały się niższe niż zakładano.
Co się zmieni 1 maja?
Od kwietnia ubiegłego roku, od kiedy podpisaliśmy traktat członkowski, mamy status aktywnego obserwatora, który od członkostwa różni się tylko tym, że nie uczestniczymy w podejmowaniu decyzji. Natomiast uczestniczymy we wszystkich dyskusjach, we wszystkich spotkaniach, we wszystkich strukturach organizacyjnych Unii, we wszystkich grupach roboczych, których w samej Radzie jest 250, w posiedzeniach Rady Ministrów, w spotkaniach na szczycie, z pełnym prawem zabierania głosu, zgłaszania pomysłów, występowania o okresy przejściowe w stosunku do nowych dyrektyw i instrumentów prawnych, jakie się pojawiają. Czyli od roku ćwiczymy już naszą zdolność do funkcjonowania w UE i to ćwiczenie nam całkiem przyzwoicie wychodzi.
Czy dopłacimy do Unii?
Płacić musimy, to jest nasz obowiązek, ale budżet unijny jest bardzo mały, zaledwie ok. 1 proc. dochodu narodowego państw członkowskich, tj. ok. 100 mld euro. Z jednej strony chcielibyśmy, żeby ten budżet był duży, bo mamy duże potrzeby, z drugiej – sami do niego wpłacamy. W latach 2004–2006 w ciągu 2,5 roku wpłacimy ok.