Archiwum Polityki

Nie chcę żyć w klasztorze

Rozmowa ze skrzypkiem Kubą Jakowiczem, laureatem Paszportu „Polityki”

Dorota Szwarcman: – Powiedział pan o sobie, że jest człowiekiem szczęśliwym, bo nie dość, że robi to, co lubi, to jeszcze ma czas na coś innego.

Kuba Jakowicz:– Tak właśnie jest. Pracuję intensywnie, ale nie mam wytyczonych godzin pracy, więc łatwiej mi znaleźć chwile wolności i chętnie je wykorzystuję.

To nietypowe zdanie solisty, który od dzieciństwa żyje w kieracie codziennych ćwiczeń. Ale znając pana rodzinę domyślam się, że nie przymuszała pana siłą do grania.

Rzeczywiście rodzice mnie nie katowali. Gdybym nie chciał grać, na pewno by to zrozumieli. Ale ja nigdy nie powiedziałem, że nie chcę. Wszyscy naokoło byli skrzypkami – nie tylko rodzice i siostra, ale i uczniowie rodziców – więc i dla mnie granie było czymś naturalnym.

Uczył się pan u obojga rodziców?

Głównie u ojca. Niedawno mieliśmy drobny kryzys i musieliśmy od siebie odpocząć, więc miałem lekcje z mamą. Rodzice są bardzo różnymi nauczycielami, zwracają uwagę na całkiem inne rzeczy. Czasem wynikały z tego trudne sytuacje.

Coś na kształt rywalizacji między nimi?

Raczej wewnątrz mnie. Bo choć jestem przede wszystkim uczniem taty, czuję się bardziej podobny do mamy pod względem wyobraźni, rodzaju muzykalności. Trudno więc, żeby nie było tu konfliktu, walki, skoro jednak już tyle lat walczę, to znaczy, że nie jest źle. Chciałbym jednak coraz więcej pracować już sam. Kiedyś latem jeździliśmy z ojcem na działkę i tam ćwiczyliśmy każde pociągnięcie smyczkiem. Wydawało mi się to wtedy normalne. Dziś patrzę inaczej i widzę, że ojciec żyje jak w klasztorze. Ja nie chciałbym być aż tak pochłonięty pracą. Chcę mieć szersze horyzonty, bo dużo spraw mnie ciekawi. Potrzebny mi jest też czas na zastanowienie się nad sobą i nad relacjami z innymi ludźmi.

Polityka 7.2004 (2439) z dnia 14.02.2004; Kultura; s. 60
Reklama