Gdyby na Woronicza pojawił się Osama ibn Laden – stwierdza Grzegorz S., pracownik TVP 1 – wywołałby chyba mniejsze wrażenie niż powrót Dworaka. Zespół pracowników telewizji w liczbie 4802 w dziesięć dni po nominacji nowego prezesa nadal trwa w szoku. Zaskoczenia nie kryli również trzej, wcześniej wskazani przez radę nadzorczą jako zwycięzcy półfinału, kandydaci do tego fotela: Ryszard Pacławski, Andrzej Budzyński i Piotr Gaweł. Ten ostatni podobno rozważa wycofanie się z dalszej gry o stanowisko jednego z czterech wiceprezesów, którzy wraz z Dworakiem będą tworzyli zarząd firmy.
Gaweł, przez kilka lat szef międzynarodowej agencji reklamowej Lintas, człowiek przyuczony do zachodnich standardów, z trudnością podobno godzi się z sytuacją, w której kto inny bierze udział w rozdaniu, a kto inny zwycięża. Jest jednak zaprzyjaźniony z Dworakiem, zawdzięcza mu początki swojej kariery zawodowej (Dworak jako wiceprezes TVP w początku lat 90. zrobił go szefem Telewizyjnej Agencji Reklamowej), i nie wiadomo, jakie uczucia wezmą górę. Lojalność wobec kolegi czy respekt dla reguł gry?
Następnego ranka po ogłoszeniu nazwiska nowego prezesa w telewizyjnym kiosku wykupiono gazety, ludzie z niepokojem wczytywali się w solidarnościowy życiorys Dworaka. – Nawet nie za bardzo było z kim się cieszyć – wspomina z goryczą Marzena Paczuska, dziennikarka. – Niewiele osób z tych, które doceniłyby zmianę sytuacji, pozostało na Woronicza.
Paczuska ostro walczyła o swoje miejsce pracy, uważając, że próbuje się ją zwolnić nie z powodów merytorycznych, ale za niezależną postawę. – W TVP – stwierdza – najbardziej liczy się absurdalna dyspozycyjność. Gdyzwróciła się w swojej sprawie do rzecznika praw obywatelskich, telewizyjne władze cofnęły jej wymówienie.