W 1979 r. Stefan Kisielewski napisał, że do zniszczenia PRL nie trzeba wojny, wystarczą dwa tygodnie mrozu – 44 lata później jest podobnie. Co tymczasem czyni tzw. dobra zmiana?
Mgr Julia Przyłębska sama dokonała wykładni prawa i twierdzi, że opinia, jakoby jej kadencja się skończyła, nie ma oparcia w prawie. Śliczny przykład sądzenia we własnej sprawie.
Wypada sobie noworocznie życzyć, aby tzw. dobra zmiana i jej propagandowe tuby potwierdziły zasadę: „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”.
TVP na ostatniej prostej zdobyła gwiazdę: dużą, choć wyblakłą. Ale czasy telewizyjnych sylwestrów odchodzą bardzo powoli w niebyt.
Nie ma wątpliwości co do tego, że Jacek Kurski nie jest specjalistą od bankowości, międzynarodowych przepływów finansowych, rynku walut, koordynacji polityk monetarnych banków centralnych. Ale i tak będzie wkrótce pobierać około miliona złotych rocznie netto.
Nie dość mu zapisanych już w budżecie 2 mld „rekompensaty z tytułu utraconych wpływów z opłat abonamentowych”. Czy wy w ogóle wstydu nie macie, chciałoby się zapytać. Jednak pytać nie warto, bo nikt nie odpowie.
Tym, co czyni „Inwazję” wyjątkowo obrzydliwą, nie są powtarzane w kółko kłamstwa i oszczerstwa, lecz coś, co odróżnia ten reportaż od innych materiałów emitowanych w mediach publicznych. A chodzi o dwie sprawy.
Propaganda p. Kaczyńskiego i spółki mogłaby być nawet traktowana jak kabaret mikromana pretendującego do roli politycznego olbrzyma (makromana), gdyby nie aktualna sytuacja polityczna i gospodarcza.
PO może teraz co drugi dzień wzywać Jarosława Kaczyńskiego do debaty, doskonale wiedząc, że od czasu swej sromotnej klęski w podobnym starciu w 2005 r. lider PiS boi się jak ognia rozmowy z Donaldem Tuskiem.
Stuhrów dwóch, ojciec i syn. Znani – i nielubiani przez władzę, która traktuje ich jako wrogów polskości i uosobienie znienawidzonej elity. Jakimi drogami doszli do roli napiętnowanych autorytetów?