Zpozoru Andrzej Niedzielan zrobił beznadziejny interes. Dziesiątki futbolowych moralistów zachęcało go do pozostania w Groclinie Grodzisk Wlkp. odwołując się do patriotyzmu, ludzkiej przyzwoitości, ambicji czy wreszcie zdrowego rozsądku. Mimo to poszedł do miernego holenderskiego klubu grać za pieniądze nieco większe niż dotychczas, w lidze równie słabej co polska. Tak z grubsza można by podsumować najbardziej spektakularny polski transfer piłkarski od czasu przejścia Kamila Kosowskiego do Kaiserslautern (które zdaniem wielu specjalistów było równie beznadziejnym interesem).
W rzeczywistości saga Niedzielana zakończyła się zawodowym sukcesem piłkarza – wątpiącym w sensowność jego decyzji proponuję odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie: Czy chciałbyś pracować w Holandii za 500 tys. euro rocznie? Skorzystał również klub z Grodziska, któremu dzięki transferowi zwrócą się koszty położenia na boisku profesjonalnej murawy. Skorzystali wreszcie kibice: na kilka zimowych tygodni otrzymali oni namiastkę emocji, które towarzyszą dwa razy do roku mieszkańcom krajów z silniejszymi ligami.
Lojalność dla bogatych
Przeciwnicy obecnie funkcjonującego systemu transferowego narzekają, że służy on w istocie drenażowi talentów: silniejsi wypierają słabszych, a najsłabsi toną. Mają rację. Generalnie bowiem – podobnie jak w każdej innej dziedzinie gospodarki – chodzi o to, by ludziom zdolnym zaoferować lepsze warunki rozwoju, lepsze pieniądze i lepsze perspektywy awansu. Tak się składa, że tego typu propozycje składają bogatsi biedniejszym, a nie odwrotnie.
W efekcie najlepsze kluby piłkarskie zmieniają się w międzynarodowe konglomeraty, których głównym celem jest zarabianie pieniędzy. Zanika przywiązanie do barw klubowych, a piłkarz zmienia się w komiwojażera, który sprzedaje usługi temu, kto najlepiej płaci.