Archiwum Polityki

Żony ze Stepford

+

Wydany trzydzieści lat temu klasyczny thriller Iry Levina „Żony ze Stepford” został już raz sfilmowanym przez Brytyjczyka Bryana Forbesa w 1975 r. Parodia patriarchalnego społeczeństwa, w którym kobiety odgrywają role robotów, świetnie pasowała do atmosfery wojującego feminizmu w epoce kontestacji. Książka i film (z dobrą rolą Katharine Ross) odniosły spory sukces również i dlatego, że stanowiły udaną kombinację budzącej grozę opowieści o zombie, zamieniających ludzi w bezwolne maszyny, oraz przenikliwej satyry obyczajowej, ukazującej w krzywym zwierciadle zgubne skutki budowania idealnego społeczeństwa przyszłości. Nowa wersja „Żon ze Stepford” w reżyserii Amerykanina Franka Oza nie zawiera wyraźnego przesłania politycznego. Ani intrygującej fabuły, pozwalającej w napięciu śledzić los bohaterki, która z utalentowanej fotograficzki przeobraziła się w energiczną szefową stacji telewizyjnej (Nicole Kidman). Czuje się, że na przekór scenariuszowi, zawierającemu elementy horroru, Oz zmierza w kierunku nielogicznej, błahej komedyjki wyśmiewającej współczesny konsumpcjonizm. Nieumiejętność narzucenia konwencji, a także ewidentne błędy obsadowe powodują, że jego film ogląda się niestety bez najmniejszego choćby rozbawienia i nie pomagają tu nawet skojarzenia z naszą nieśmiertelną „Seksmisją”. Nicole Kidman, mimo że gra poprawnie, kompletnie nie pasuje do tej historii. Jeszcze gorzej sprawa wygląda z Bette Midler w roli feministycznej pisarki replikantki. Banalne przesłanie, że nikt nie jest doskonały, to za mało nawet jak na parodię disneyowskiej bajki.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 29.2004 (2461) z dnia 17.07.2004; Kultura; s. 52
Reklama