Archiwum Polityki

I kto to mówi?

Wakacje to była kiedyś ulubiona pora naszych filmowców, którzy zwykle w tym czasie planowali zdjęcia. Niestety, w tym sezonie czeka ich bezrobocie, bo zabrakło pieniędzy na uruchomienie choćby jednej produkcji. Na brak pracy nie narzekają natomiast aktorzy zatrudniani w dubbingu animacji. Do niedawna najczęściej w ten sposób dorabiali tzw. artyści drugiego planu czy wręcz zwyczajni halabardnicy. Ostatnio jednak reżyserzy dubbingu angażują gwiazdy pierwszej wielkości. Niedawno prawdziwą kreację w „Shreku” stworzył Jerzy Stuhr. Już za chwilę czekają nas nowe, nie mniej atrakcyjne premiery, np. disneyowska kreskówka „Iniemamocni” z Piotrem Fronczewskim jako sfrustrowanym ex-Supermenem. A także „Garfield” – rysunkowa wersja popularnego komiksu o leniwym kocie spędzającym czas przed telewizorem z tytułową rolą Marka Kondrata, który uważa, że udział dobrych aktorów w tego typu przedsięwzięciach nie ma nic wspólnego z chałturą, dekoniunkturą ani z odbieraniem chleba mniej utytułowanym kolegom. – Ma to znaczenie marketingowe, a tendencja jest ogólnoświatowa – mówi Kondrat. Przynajmniej pod tym względem kino polskie nadąża za światem.

Janusz Wróblewski

Polityka 29.2004 (2461) z dnia 17.07.2004; Kultura; s. 53
Reklama