Archiwum Polityki

Szósty krzyżyk Wałęsy, czyli o wzajemnej niewdzięczności Polaków

Chce startować na prezydenta. Nie chce do Parlamentu Europejskiego, bo nie znosi gadulstwa. Na sześćdziesiąte urodziny i dwudziestolecie Nobla Lech Wałęsa życzy sobie tylko jednego: zrozumienia.

To do niego jeszcze się wybierają? – rzuca półgębkiem gdański taksówkarz, słysząc adres: biuro Wałęsy. Ano wybierają się. Toż to druga w świecie, po papieżu, natychmiast rozpoznawalna twarz Polski. To wasz Gandhi – usłyszałem w połowie lat 90. w Londynie od Hindusów. Jeden był kasjerem na stacji benzynowej, drugi lekarzem domowym. Obaj dodali to samo: Daje nam nadzieję.

„Droga nadziei” – tak nazywała się autobiografia Lecha Wałęsy, światowy bestseller, ale w PRL nie do kupienia w księgarniach, bo cenzura nie puszczała, mimo że autor miał już jako jedyny w historii Polak pokojowego Nobla. W tejże „Drodze nadziei” Wałęsa pisze: „Dostałem kiedyś taki list »Pan to ma dobrze, panie Wałęsa, stan wojenny właściwie nie dotknął pana, nawet Ojciec Święty znajdzie dla pana czas na rozmowę. Ja całe życie przeżyłem uczciwie, niewiele z tego mam, a w czasie pielgrzymki widziałem papieża z bardzo daleka. Czy to jest sprawiedliwe, czy pan uważa, że panu się wszystko należy?«. – No tak, człowieku, masz rację”.

Ma rację? Ejże, nie wystarczy przeżyć życia uczciwie, żeby poruszyć wyobraźnię milionów na całym świecie. „Wszystko, co w życiu osiągnąłem – pisze Wałęsa – traktuję jako rodzaj życiowej dzierżawy. Z punktu widzenia chrześcijanina wszystko zresztą jest dzierżawą: uroda, szczęście, pieniądze. Jeśli przyjąć ten punkt widzenia, uznać się za chwilowego dzierżawcę rozmaitych życiowych skarbów – łatwiej uchronić się od zawrotów głowy czy rozpaczy”.

Z Popowa w świat

Biuro Lecha Wałęsy przy zalanym słońcem Długim Targu. Wtorkowe przedpołudnie, wrzesień 2003 r. Pusta szatnia na parterze.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Kraj; s. 24
Reklama