Wykształcenie poszło w cenę; aby objąć nawet niewysokie stanowisko, trzeba mieć odpowiednie papiery. Dlatego fałszerzy nie przeraża ani możliwość kompromitacji, ani ewentualne kary. Jak zresztą mają przerażać, skoro orzekane są zwykle w minimalnym wymiarze, w zawieszeniu, a do tego, żeby wpaść, trzeba mieć prawdziwego pecha.
Takiego pecha ma Zenon S. Półtora roku temu ówczesnego starostę Siemiatycz skazano prawomocnym wyrokiem sądu (1500 zł grzywny) za podrobienie dyplomu ukończenia studiów w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie.
Na tym nie koniec. Teraz prokuratura w Bielsku Podlaskim postawiła Zenonowi S. osiem zarzutów, w tym: podrobienie dyplomu ukończenia podyplomowych studiów w WSP w Olsztynie, którym posłużył się w siemiatyckim urzędzie oraz Szkole Podstawowej w Tołwinie, doprowadzenie starostwa siemiatyckiego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, czyli wydania ponad 2 tys. zł na jego dodatkowe studia w SGH, przedłożenie podrobionego dyplomu WSP władzom SGH, użycie wyłudzonego świadectwa SGH i przedłożenie go w starostwie w Siemiatyczach oraz w Urzędzie Miejskim, a także przedłożenie podrobionego dyplomu licencjata olsztyńskiej Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Akademii Podlaskiej w Siedlcach, gdzie chciał studiować zarządzanie. Studia ostatecznie przerwał, a dyplom wycofał.
Teraz za ten swoisty fałszerski rekord kraju grozi mu kara kilku lat więzienia oraz utrata mandatu radnego. – Nie sądzę, by jego motywy były wyłącznie finansowe. Raczej chciał być postrzegany jako osoba wykształcona, zwłaszcza kiedy był starostą – uważa prokurator Jerzy Fiedoruk.
Zbigniew Kurek, dyrektor Szkoły Podstawowej w Tołwinie, gdzie pracował Zenon S., twierdzi, że zatrudniając go właściwie nie miał wyboru. – Nie ma zbyt wielu specjalistów, którzy przyjechaliby uczyć w małej szkółce 9 km od Szczytna – wyjaśnia.