Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Psy 2

Weszło właśnie w życie rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji zobowiązujące właścicieli psów ras uznanych za agresywne do uzyskania zezwolenia na ich posiadanie. Właścicielka 7-letniej rottweilerki Saby jako obywatelka do przesady praworządna postanowiła postarać się o takie zezwolenie. Mimo że po wielu perypetiach udało jej się wreszcie trafić do właściwego urzędu, uzyskanie dokumentu okazało się absolutnie niemożliwe.

Zgodnie z rozporządzeniem właściciel psa rasy uznanej za agresywną winien złożyć wniosek we "właściwym ze względu na miejsce zamieszkania organie gminy". Właścicielka Saby zadzwoniła więc do urzędu gminy przy ul. Rakowieckiej w Warszawie wywołując panikę wśród urzędników. Jako osoba do przesady uparta nie odłożyła słuchawki dopóki po nerwowych naradach nie obiecano jej, że w piątek podanie zostanie przyjęte, jeśli dołączy do niego zaświadczenie od weterynarza. Co prawda w ministerialnym rozporządzeniu o zaświadczeniu od weterynarza nie było ani słowa ("Do wniosku wnioskodawca dołącza pisemną informację 1. o pochodzeniu psa, jego rasie, wieku, płci i ewentualnym sposobie oznakowania, 2. o miejscu i warunkach w jakich wnioskodawca zamierza utrzymywać psa" - żąda MSWiA). Ale właścicielka Saby na wszelki wypadek poszła z nią do kliniki wywołując naturalnie zdenerwowanie weterynarza, którego nikt o żadnych zaświadczeniach nie informował.

Gdyby potraktować sprawę poważnie - stwierdził - trzeba by wziąć psa na dziesięciodniową obserwację i dodatkowo zrobić test DNA, żeby stwierdzić czy Saba to na pewno rottweiler, bo nie ma rodowodu. Ale, że zna Sabę od małego i wie, że jest to łagodna przylepa, która wychowuje się razem z kotem, obiecał dać zaświadczenie bez obserwacji i testów. Jednak o żadnych nowych drukach nie było mowy, wypisał zaświadczenie uprawniające do ubiegania się o zezwolenie na wywóz psa za granicę. Ważne trzy dni od daty wystawienia.

W tym czasie w telewizji powiedziano, że psów bez rodowodu rozporządzenie nie dotyczy, co jednak wkrótce okazało się nieprawdą, gdyż urzędnicy stwierdzili, że ważne jest to, co pies ma wpisane w książeczce szczepień. A Saba ma wpisane "rottweiler". Rozporządzenie na temat rodowodów i książeczek milczy głucho. Jak było umówione, właścicielka Saby w piątek zgłosiła się do właściwego ze względu na miejsce zamieszkania organu.

Polityka 3.1999 (2176) z dnia 16.01.1999; Wydarzenia; s. 18
Reklama