Głównym dylematem Rosji (także tej przedbolszewickiej) było zawsze, jak wyjść z pułapki równowagi, która w istocie była stagnacją na niskim poziomie, jak uruchomić gospodarkę, nie tracąc kontroli nad społeczeństwem i nie osłabiając władzy centralnej. Aż do obecnego kryzysu zawsze zwyciężał konserwatyzm (choć niekiedy w rewolucyjnym kostiumie) posługujący się gospodarką jako dodatkowym narzędziem kontroli.
Dramatyzm obecnego kryzysu w Rosji polega między innymi na tym, że instytucjonalne mechanizmy w gospodarce, stworzone w imię stabilizacji państwa (oligarchizacja w sferze finansowej, kontrolowane rynki w sferze produkcji), obróciły się przeciwko temuż państwu i doprowadziły do jego bankructwa, utraty sterowalności. Ostatnim akordem tej spirali kryzysowej jest reskalowanie, czyli - wyłanianie się - w imię stabilizacji - lokalnych (regionalnych) reżimów, radykalnie osłabiających więzi finansowe i administracyjne z Centrum. Narzędzia (w tym - przymus), którymi dysponuje rząd, są wobec tej sytuacji całkowicie bezużyteczne. Nowe wybory prezydenckie, zmiana konstytucji czy próby włączenia do rządu gubernatorów nie są w stanie zmienić odśrodkowej dynamiki. Jest to jednak, paradoksalnie, szansa dla Rosji. Sytuacja ta stwarza bowiem możliwość wyłonienia się nowego modelu państwa i gospodarki. Czy jednak Rosja wykorzysta tę szansę?
Bankructwo Kremla
Brak nerwowych ruchów obecnej ekipy, wrażenie bierności i wyczekiwania (przypominające zresztą zachowanie rządu Japonii) oznacza, moim zdaniem, uznanie nieskuteczności instrumentów politycznych, którymi dysponuje rząd, i dopuszczenie do głosu lokalnych mechanizmów przystosowawczych. Już milczenie, w jakim się to odbywa, jest czymś ożywczym: dotychczas w Rosji zawsze reagowano na kryzys poszukiwaniem nowej, magicznej zwierchidei (idei naczelnej).