"- Specjalnie wezwałem z wami Osucha, żebyście nie mogli zaprzeczyć. Wy podobno macie kamerę?
- Mam - powiedział Filip i trochę przestał się bać.
- Można na niej podobno nakręcić film?
- Tak piszą w instrukcji - potwierdził Filip.
- A w jakim języku?
- Po polsku pewnie tłumaczona, bo piszą ťwziąć do rękaŤ.
- Widzicie, za miesiąc będziemy tu mieli kupę gości. Kolegium ministerstwa - dyrektor mówił coraz wolniej i patrzył na Filipa coraz bardziej hipnotyzująco, bo zmierzał do wniosków. - I dlatego pan, panie Mosz, nakręci ten film".
Filip Mosz, zaopatrzeniowiec narzędziowni średniej wielkości zakładu (ZWEP Wielice) kooperującego z fabryką produkującą magnetofony, zaoczny student na wydziale mechaniki, bohater filmu Krzysztofa Kieślowskiego "Amator", przygodę z filmem zaczął przez przypadek w wieku 30 lat. Kamerę miał swoją. Kolorową taśmę, statyw i projektor kupił zakład. Pracownię urządzono mu w zakładowej łazience. Z czasem dostał lepszą kamerę, stół montażowy, rozwijany ekran, kilka reflektorów.
Kieślowski nakręcił "Amatora" w 1976 roku. Dzisiejsi amatorzy mają zwykle 16-20 lat. Zaczynają filmować w klubach pod okiem instruktorów, zderzając swoje pomysły z pomysłami kolegów. Agata Dąmbska, przewodnicząca stowarzyszenia Pro Varsovia, które już po raz trzeci zorganizuje w kwietniu Ogólnopolski Przegląd Młodzieżowych Filmów Amatorskich pod hasłem Jutro Filmu 99, jest przekonana, że bycie w klubie filmowym niewątpliwie ma swoje zalety. Jest operator, dobry sprzęt, szansa na debiut. - Ale często słyszy się też o transakcjach wiązanych. Instruktor da sprzęt, ale za to zagra, napisze scenariusz, a w ogóle to film pójdzie na festiwal nie pod konkretnym nazwiskiem, tylko jako produkcja klubu albo domu kultury. W około 20 klubach, w całej Polsce filmuje blisko 500 osób.