Julia Hartwig, Trzecie błyski, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, s. 82
Nowy tomik Julii Hartwig to kontynuacja formy, którą poetka zastosowała już z powodzeniem w swoich „Zwierzeniach i błyskach” sprzed kilku lat. Książka stanowi – na pozór chaotyczny – zbiór własnych myśli, aforyzmów, lirycznych drobiazgów, bon motów, migawkowych obserwacji czy spostrzeżeń, przetykany cytatami z dzieł wybitnych artystów (pisarzy, malarzy czy kompozytorów), ale również wyimkami z ich listów, dzienników, pamiętników i rozmaitych publicznych wypowiedzi. Jak w każdym silva rerum i tu mamy do czynienia z mieszaniną nastrojów (od powagi po anegdotę) oraz tekstami odwołującymi się do wielu artystycznych gatunków. Tomik jest zatem czymś w rodzaju osobistego notatnika, gdzie kształtem zapisów rządzi poniekąd kaprys twórcy, ale prawdziwy porządek wyznacza zachwyt czyjąś myślą czy też własna refleksja lub obserwacja – owocująca wówczas niemal parapoetycką notatką. Jest to książka do czytania uważnego i w małych dawkach, poszczególne fragmenty domagają się bowiem od czytelnika skupienia i przemyślenia. Wiele nadzwyczaj ciekawych spostrzeżeń poświęca poetka kulturze wysokiej (np. muzyce klasycznej czy elitarnej literaturze), co w czasach kulturalnej masowości stanowi – paradoksalnie, chciałoby się rzec – o świeżości i oryginalności tej książki. Największe wrażenie robią jednak te zapisy, które lokują się gdzieś pomiędzy aforyzmem a lirykiem i które dają świadectwo przemijaniu, człowieczej starości, życiowej mądrości.