W ten błogostan wkrada się jednak jakaś apokalipsa, ale jej rozmiaru nie sposób określić. Próbuje tego na własną rękę dokonać Krzysztof. Słyszy, jak douroczego dworku w Nałęczy dochodzą wiadomości z niespokojnej Europy. Wie, że mężczyźni, smakując tytoń, dyskutują o Niemcach i militarnym zagrożeniu. Od razu odczuwa niechęć do całej "męskiej przygody": rumu, cygar polowań i wojny. W swojej świeżo rozpoznanej dorosłości Krzysztof wybiera bardziej subtelny świat kobiet. Jest w nim Emma Bovary, zalotna służąca Justyna, a nade wszystko jego rówieśniczka Monika, bohaterka pierwszych, najbardziej niewinnych uniesień. I chociaż dzieje miłosnych przygód bohatera rozpięte są między dwoma zaledwie pocałunkami, cała powieść przeniknięta jest subtelną zmysłowością.
Recenzent z "New York Times Book Review" stwierdził, że właśnie powieść "Złowić cień" najpełniej ukazuje humanizm autora, bo "jest w tej książce delikatność uczuć, piękno i głębia".
Trzeba przyznać, że dzieje piętnastoletniego Krzysia zrobiły prawdziwie światową karierę. W Polsce książka nie miała takiego szczęścia. Wydana w latach siedemdziesiątych przez Naszą Księgarnię jako powieść dla młodzieży, długo nie mogła trafić w ręce starszych czytelników. Tymczasem dorośli w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Szwajcarii już zaczynali się nią zachwycać. Sięgano po nią chętniej niż po "Początek"czy "Mszę za miasto Arras".
Pojawiały się po pularne, kieszonkowe wydania. Styl "Złowić cień" porównywano do najlepszych dzieł Manna i Melville´a. Dlaczego czytelnikom zza oceanu tak bardzo podobało się podpatrywanie życia pewnego małego polskiego dworku w przeddzień nieistnienia? Czy byli w stanie poczuć ten smak i zapach, na który my tak silnie reagujemy? Nie każdy pisarz, który chce posługiwać się swoim narodowym kodem, potrafi wykrzesać iskrę uniwersalności.