Mają być sieciowe jak Internet, mobilne jak telefonia komórkowa, intuicyjne jak gra komputerowa; tak brzmi najkrótsza charakterystyka przyszłych działań zbrojnych, zgodnie z rewolucyjnym programem modernizacji armii realizowanym w Stanach Zjednoczonych.
Future Combat System (FCS), czyli system zarządzania polem walki przyszłości, kosztować będzie, bagatela, jakieś 230 mld dol. Realizuje go 550 wykonawców i podwykonawców z 41 stanów USA. To podobno najlepszy sposób w Stanach, by uczynić przedsięwzięcie nieśmiertelnym – żaden polityk w Waszyngtonie nie zdecyduje się na zablokowanie prac, jeśli skutkiem miałoby być zahamowanie strumienia federalnych pieniędzy do ich okręgu wyborczego.
Na FCS składać się będzie 14 nowych rodzajów uzbrojenia i elektroniczne wyposażenie: bezzałogowe roboty latające i pełzające, automatyczne czujniki ruchu, bezprzewodowe kamery połączone razem z żołnierzami w wielką sieć. Ludzie i maszyny mają być w nieustannej łączności ze sobą. Dysponując doskonałą wiedzą o sytuacji na polu walki, dostarczaną przez wszystkie możliwe źródła informacji – od lokalnych czujników po dane z satelitów – żołnierze przyszłości będą w stanie szybciej i skuteczniej wykonywać swoje misje, mniej przy tym narażając się na niebezpieczeństwo. Sporą część brudnej roboty mają bowiem wykonywać automaty, znane już z ostatnich wojen w Afganistanie i Iraku.
Sercem FCS będzie specjalne oprogramowanie; prace nad jego przygotowaniem koordynuje Boeing. W efekcie powstanie największy najprawdopodobniej system informatyczny, liczący blisko 64 mln linii informatycznego kodu. Oprogramowanie ma być zdolne do samonaprawy, tak, by ewentualne przerwy w łączności w bojowej sieci nie trwały dłużej niż ułamki sekund. Ambicje jednak kosztują; rachunek tylko za drugą fazę integracji tego systemu, która ma zakończyć się w 2009 r.