Do końca roku ta część naszych składek emerytalnych, która popłynie do funduszy kapitałowych, czyli PTE, wyniesie około 4 mld zł. W przyszłym roku suma zwiększy się dwukrotnie, a w kolejnych latach będzie nadal rosła. Za kilka lat można już będzie powiedzieć, że do budowy kapitalizmu w Polsce walnie przyczyniają się przyszli emeryci.
Pieniądze są ogromne, ale wielkie też powody do zdenerwowania dla towarzystw, które pragną nimi obracać. Już w tej chwili licencję Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi ma aż piętnaście PTE, w kolejce czeka jeszcze kilka następnych. Każde z nich, aby myśleć o rozwoju, musi namówić co najmniej pół miliona klientów. Tymczasem wiadomo, że nie wszyscy uprawnieni skorzystają z możliwości przystąpienia do drugiego filaru, może ich być aż 7 mln, ale równie dobrze tylko 5 mln osób. Łatwo więc policzyć, że kawałek tortu dla niektórych PTE może okazać się za mały, aby mogły utrzymać się na rynku. To zapowiada, że walka o klienta z pewnością będzie zażarta. Może też stać się okazją do zarobienia dla - jak niektórzy szacują - nawet dwustutysięcznej rzeszy agentów, zachęcających nas do wyboru któregoś towarzystwa.
Strażak w akcji
Szansę zarobku na akwizycji najszybciej wyczuły sieci sprzedaży bezpośredniej, takie jak Oriflame, Amway czy Zepter (pisaliśmy już o tym - POLITYKA 2). Dla każdego towarzystwa ludzie w nich zrzeszeni mają dwie poważne zalety: nauczyli się sztuki namawiania do kupna towaru (przy czym rodzaj towaru nie ma tu znaczenia) oraz posiadają listę i adresy swoich klientów, dla których nie są już osobami zupełnie obcymi, a więc budzącymi nieufność. Niestety, mają także i wady. Pierwsza to taka, że nie wszyscy potencjalni klienci mają ochotę powierzać swoją starość tym samym osobom, których zainteresowania skupiały się do tej pory wokół tłustych plam czy wypadających włosów.