Archiwum Polityki

Pisze się

Jak to powiedział wesołek z Ostropola, pukając do drzwi i serc bogaczy:

- Jestem posłańcem biedy. Jeśli nie dostanę wsparcia, odejdę. A wtedy bieda zgłosi się osobiście.

Nie wiem, jak było z posłańcami. Ale rządzący mieli ostatnio tylko trzy godziny wytchnienia: na premierze "Ogniem i mieczem". Nie ma to bowiem jak sienkiewiczowskie spojrzenie na świat. Zdaniem Nowaczyńskiego - przez rurę od barszczu. Ukraińskiego, w dodatku. Premiera Hoffmana udała się. Natomiast Rok Słowackiego zaczął się gorzej. Wieszcz napisał proroczo:

"Polak prawdziwy, kiedy się napije,

Wspomni ojczyznę i płaczem zawyje".

No i rzeczywiście: rozległy się wycia. Gdy okazało się, że z generała Kiszczaka - fotoamator. Trochę zaskoczyło mnie (udawane zresztą) oburzenie. Telewidzowie zobaczyli to, o czym wiedzieli i czego się domyślali: po obradach w Magdalence był obiad bądź kolacyjka. Pojawiały się na stołach kieliszki i śladowe ilości alkoholu. - Ja tylko moczyłem usta! - wyrwał się z tłumaczeniami Lech Wałęsa. Zrozpaczony, że jednak umoczył. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo tym się przejął. Gdyby układające się strony łupały sobie na głowach orzechy kokosowe i później spijały mleczko, mogłoby to szokować. Ale odrobina czystej-ojczystej? Przecież to mieści się w naszym obyczaju, w swojskiej tradycji. Pije się - na zgodę. Pije się, żeby odreagować, sprowadzić sytuację niedawno trudną do wyobrażenia - w regiony normalności.

Być może właśnie to wywołało bolesnego kaca po dziesięciu latach. W trosce o młode pokolenie przedstawia się tych, którzy oddawali władzę, jako przybyszy z Kosmosu. Całkowicie obcych wszystkiemu, co wzrosło na polskiej ziemi. Tymczasem nie tak to wyglądało.

Polityka 8.1999 (2181) z dnia 20.02.1999; Groński; s. 93
Reklama