Wszystkie negocjacje i uzgodnienia już się odbyły. Lada dzień Rada UE udzieli formalnej odpowiedzi na wniosek Komisji Europejskiej w sprawie włączenia Polski i dziesięciu innych krajów starających się o przystąpienie do Unii (Bułgaria, Cypr, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry) do V Programu Unii Europejskiej (patrz ramka). Lada tydzień Komisja ogłosi pierwsze konkursy na projekty badawcze (call for proposals), do których nasze zespoły i placówki naukowe będą mogły przystąpić po spełnieniu warunków obowiązujących wszystkich partnerów.
Dla polskiej nauki jest to szansa - a raczej cały pakiet szans - na pokazanie, co potrafi: ile naprawdę wart jest nasz potencjał intelektualny i badawczy. Jest to również test. Czy nasi naukowcy orientują się w aktualnym światowym dorobku reprezentowanej dyscypliny? Czy potrafią poddać się rygorom pracy w międzynarodowych zespołach? Czy to prawda, że powodem zapaści wielu krajowych placówek jest wyłącznie brak pieniędzy?
Przystąpienie do V Programu Badań można porównać do wykupienia miejsca na starcie wyścigu, gdzie pierwsza pula wygranych jest sto razy więcej warta od biletu wstępu. To dopiero początek korzyści, ponieważ każda wygrana daje dostęp do wszystkich wyników, do współpracy w zakresie ich wykorzystywania na skalę przemysłową i rynkową. Jakie są nasze atuty w tym wyścigu?
Myślę, że całkiem przyzwoite. Warto pamiętać, że mieliśmy bardzo dobre wejście. Pierwsza, robocza sesja negocjacji w sprawie członkostwa Polski w Unii Europejskiej, która odbyła się przed rokiem - szybko, sprawnie, bezkonfliktowo - dotyczyła zgodności naszych aktów prawnych w dziedzinie nauki i badań z ustawodawstwem europejskim. To nie był przypadek, tylko efekt dobrego przygotowania tej właśnie dziedziny, gdzie wcześniej wypracowano regulacje, przystające do unijnych standardów.