Nagły wzrost notowań Samoobrony i Andrzeja Leppera (znajduje się w pierwszej piątce polityków obdarzanych najwyższym zaufaniem) można tłumaczyć tym, że ucywilizował swoje działania. Nie ma już spektakularnych akcji w Sejmie, blokowania mównicy, wkraczania na salę z własnym głośnikiem, blokad drogowych, a więc jego postępowanie mieści się w pewnej normie demokratycznych zachowań. Zmienił się nawet zewnętrznie, nosi lepsze garnitury, stonował nazbyt ekspresyjną opaleniznę. To, co go różni od pozostałych, to ostrość sformułowań w debacie publicznej, posługiwanie się wyrazistym i zrozumiałym dla prostego człowieka językiem. Częściowo więc wtopił się w klasę polityczną i jego siłą jest słowo, a nie zadyma.
Jednak analiza wcześniejszych zachowań Leppera, jego sukcesów i niepowodzeń pokazuje, że tamte spektakle wcale mu nie szkodziły. Zawsze działał ten sam mechanizm. W okresie akcji protestacyjnych i bezpośrednio po nich, skutkiem ostrej krytyki działań Samoobrony i jej lidera, część respondentów sondaży wycofywała się nie chcąc ujawniać poglądów niezgodnych z dominującymi w środkach masowego przekazu. W momencie, gdy krytyka cichła, rosła deklarowana popularność Leppera, a tym samym Samoobrony. Ten mechanizm obserwowano wielokrotnie, co już w 2002 r. doprowadziło socjologów do stwierdzenia, że faktyczna siła tego ugrupowania jest wyższa niż wskazują sondaże. Wówczas jednak mówiono o progu 15 proc., który Lepperowi przekroczyć będzie trudno. Co więc stało się teraz, że partia Leppera poszybowała ponad 25 proc., stając się drugą siłą polityczną?
Obrońca ludu Arizony
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog, która karierę Samoobrony śledziła od początku lat 90., uważa, że w poglądach polskich wyborców nie nastąpiły aż tak radykalne zmiany, by twierdzić, że niejako samoistnie lgną do demagogów i populistów.