Archiwum Polityki

Suchar z keczupem

Teresa Heinz Kerry to połączenie wyemancypowanej Hillary Clinton i czarującej tradycyjną kobiecością Jackie Kennedy. Sztabowcy Johna Kerry’ego wciąż jeszcze nie są pewni, czy jego żona okaże się polityczną cudowną bronią kandydata na prezydenta, czy siejącą spustoszenie nawałnicą.

Kerry publicznie obsypuje ją komplementami, ale ona nie odwzajemnia mu się tym samym – chwali go wprawdzie w wywiadach, ale w czasie przemówień kandydata, zamiast wpatrywać się w niego z zachwytem i potakująco kiwać głową, jak to czynią żony amerykańskich polityków, wygląda raczej na znudzoną. Po pierwszych prawyborach w Iowa, kiedy zebrani sympatycy Kerry’ego zaintonowali za nim hasło jego kampanii „Bring it on” („Podejmij ten temat” – wyzwanie Busha do dyskusji o bezpieczeństwie kraju), stojąca u jego boku małżonka najpierw milczała z wyrazem zażenowania na twarzy, i dopiero po dobrej chwili zaczęła markować ustami przyłączenie się do chóru: wyglądało to na parodię. Teresa Heinz Kerry nie ukrywa, że jest zdegustowana idiotyzmem i tandetą amerykańskich kampanii politycznych. Nazwała je kiedyś grobem prawdziwych idei i kolebką pustych obietnic.

Najbardziej irytują ją wścibskie pytania dziennikarzy

, którzy koniecznie chcieli się dowiedzieć, dlaczego na przykład dopiero rok temu zmieniła nazwisko z Heinz (po pierwszym mężu) na Heinz Kerry. Pani Teresa przyznała, że uczyniła to pod presją demokratycznych działaczy, kiedy jej mąż zdecydował się kandydować na prezydenta. I oświadczyła: „Prawdę mówiąc, gówno mnie obchodzi, czy jestem znana jako Heinz, czy Heinz Kerry”, dodając: „Przeklinanie to dobry sposób na rozładowanie napięcia”. Tak się nie wypowiadają publicznie żony amerykańskich polityków, zwłaszcza przystępujących do szturmu na Biały Dom, ale też małżonka senatora-kandydata pochodzi z innego świata.

Maria Teresa Thierstein Simoes Ferreira, jak brzmi jej panieńskie nazwisko, urodziła się 65 lat temu w Mozambiku. Jej ojciec, portugalski lekarz-onkolog, wyjechał tam, by leczyć biednych mieszkańców kolonii.

Polityka 12.2004 (2444) z dnia 20.03.2004; Świat; s. 50
Reklama