Archiwum Polityki

Zen i bęben

Polska publiczność zna japońskich odtwórców muzyki Chopina i japońskich jazzmanów. Teraz będzie okazja, by poznać mistrzów rytmu – perkusyjną grupę Yamato. To jedenastoosobowy organizm, który gra, krzyczy i tańczy.

Tradycja jest dalekowschodnia, wrażliwość najczęściej zachodnia, bo grupa Yamato, założona w 1993 r., światową karierę zawdzięcza występom w Europie i Stanach Zjednoczonych. Tradycyjne są stare japońskie instrumenty, przede wszystkim bębny taiko, ale też trzystrunowe gitary shamisen, harfa koto czy flety shino-bue. Stroje artystów, układy choreograficzne też należą do tradycji. A jednak publiczność odbiera te osobliwości bardziej w kategoriach awangardowej propozycji artystycznej niż odległego folkloru.

W 1998 r. bębniarze z Yamato wystąpili na Fringe Festival w Edynburgu, imprezie bardzo szacownej, choć promującej głównie teatralny off. Japończycy za swój występ odebrali nagrodę Fringe Award, a magazyn „The Scotsman” pisał później o nich, że „w sposób niezwykły łączą energię szalonych rockmanów z duchowością Dalekiego Wschodu”. Rzeczywiście, te sceniczne popisy sprawiają miejscami wrażenie rockowego koncertu, który nie daje odpocząć ani uszom, ani oczom. Różnica polega może na tym, że o ile rockmani przywiązani są do raczej indywidualnej ekspresji i każdy porusza się na scenie wedle własnego upodobania, o tyle Japończycy sprawiają wrażenie idealnie zaprogramowanego mechanizmu. To jedenastoosobowy organizm, który gra, krzyczy i tańczy. Energia jest zatem kontrolowana, chociaż wybucha z niespotykaną siłą i w efekcie widz słuchacz nie skupia swojej uwagi na precyzji wykonania, która w trakcie występu staje się coraz bardziej oczywista, lecz na nieoczekiwanych zmianach nastroju, co wyraża się i w scenicznym ruchu, i w brzmieniu.

Nic dziwnego, że zespół Yamato traktowany jest bardziej jako trupa teatralna niż formacja muzyczna. Teatr to jednak szczególny, bo aktorzy są jednocześnie akrobatami i muzykami. To musi wymagać odpowiedniego talentu i piekielnie ciężkiej pracy.

Polityka 12.2004 (2444) z dnia 20.03.2004; Kultura; s. 74
Reklama