Archiwum Polityki

W górę, to znaczy w dół

W gospodarce – wiosna, w nastrojach – przymrozek

Znakomitym wskaźnikom gospodarczym towarzyszą coraz gorsze nastroje: tylko w marcu wskaźnik optymizmu konsumentów (badanie prowadzi Ipsos) spadł o kolejne 3 punkty, głównie z powodu... najgorszych od 12 lat ocen sytuacji gospodarczej w kraju. Skąd bierze się ten dramatyczny rozziew między statystyką a odczuciami?

Podejrzenie, że statystycy coś pokręcili (szczególnie żywe u starszej części społeczeństwa), trzeba odrzucić. To już nie te czasy! GUS od lat liczy wszystko zgodnie z międzynarodowymi standardami i mówi prawdę, wygodną czy nie. A w minionym tygodniu ogłosił, że roczny wskaźnik inflacji wynosi tylko 1,6 proc. (analitycy spodziewali się 1,8 proc.), deficyt obrotów bieżących w styczniu wyniósł raptem 83 mln euro (prognoza mówiła o 350 mln euro), a co najważniejsze (i zgoła szokujące) – produkcja przemysłowa pędzi niczym wyścigowy koń: w lutym wzrosła o blisko 20 proc. (!), o połowę szybciej, niż spodziewali się optymiści. Gdzie spojrzeć, tam dobra wiadomość. Już prawie pewne, że po niezłej końcówce 2003 r. w I kwartale produkt krajowy brutto (PKB) wzrośnie o 5–5,5 proc., może nawet więcej. Ciężko nam wszystkim w to uwierzyć, ale polska gospodarka naprawdę już weszła na wysokie obroty. W Europie niewiele jest dzisiaj krajów, które mogą pochwalić się równie wysokim tempem rozwoju (w strefie euro średni roczny wzrost PKB ledwie przekroczył pół procenta), a pod względem tempa wzrostu produkcji przemysłowej należymy teraz do pierwszej trójki krajów świata (obok Malezji, Tajlandii i Turcji). W świetle tych faktów mówienie o kryzysie jest niepoważne i niesprawiedliwe. Ale pada na podatny grunt.

Człowiek rozgląda się wokół i co widzi? Wskaźnik bezrobocia sięgnął 20,6 proc. i nie maleje. To z kolei smutny rekord Europy. Bezrobocie wśród młodzieży jest jeszcze bardziej przerażające.

Polityka 13.2004 (2445) z dnia 27.03.2004; Komentarze; s. 17
Reklama