Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Sojusz wyprowadzić!

Marek Borowski z uporem dąży do stworzenia nowej lewicowej partii. Krzysztof Janik hamuje rozłamowe zapędy przystając na kolejne postulaty zbuntowanych. Leszek Miller mówi: niech odchodzą. I dodaje: sam nie ustąpię ze stanowiska premiera; jeżeli macie wystarczającą liczbę głosów, to mnie odwołujcie. Tak czy inaczej to koniec tej partii.

Sojusz Lewicy Demokratycznej znalazł się w apogeum kryzysu, podobnie jak cała polska polityka, w której co krok ktoś otwiera nowy front walki. Co wyłoni się z tego chaosu? Czy już tylko zadowolona twarz Andrzeja Leppera?

Nie bardzo wiadomo, co spowodowało gwałtowne przyspieszenie procesu rozkładu SLD. Konwencja partyjna sprzed dwóch tygodni zakończyła się w miarę polubownie wyborem Krzysztofa Janika na przewodniczącego partii. Uchwała grupy dziesięciu zbuntowanych działaczy pod kierownictwem Marka Borowskiego została (w części dotyczącej diagnozy i bezlitosnej krytyki rządu Leszka Millera) przyjęta i wydawało się, że SLD, jeśli nawet nie zyska przysłowiowych stu dni spokoju, to przynajmniej trzy, cztery tygodnie, by nowy przewodniczący przedstawił swe zamierzenia i mógł je przygotować. Zamierzeniem zaś zasadniczym, skierowanym także do opinii publicznej, jest doprowadzenie do dymisji rządu Leszka Millera.

Po prostu ten rząd dla większości Polaków należy już do przeszłości i tak naprawdę zakończył swą misję. To jest bezlitosna dla Leszka Millera, ale jedyna poprawna diagnoza. Bez jego odejścia nie ma mowy o odbudowie społecznej pozycji SLD i zahamowaniu procesu rozpadu partii, nie ma też mowy o zmianie stylu rządzenia, o podejmowaniu decyzji. To jest warunek podstawowy, by ruszyć z miejsca. Choć, oczywiście, nie jedyny.

Tymczasem obserwujemy chaotyczny spektakl wielogodzinnych narad, debat niekończących się żadną konkluzją i zawieszonego ciągle bez odpowiedzi pytania: wyjdą czy nie wyjdą, ustąpi czy nie ustąpi? Widzimy sceny znane aż za dobrze z nie tak odległej przeszłości. Drzwi w sejmowym korytarzu, za którymi „dziesiątka” Borowskiego spotyka się z kierownictwem partii, są tymi samymi, w które wbiegał za Marianem Krzaklewskim poseł Janiak (państwo jeszcze pamiętają, że był taki?

Polityka 13.2004 (2445) z dnia 27.03.2004; Temat tygodnia; s. 20
Reklama