Archiwum Polityki

Pełzająca wojna światowa

Po rzezi na dworcach w Madrycie na nowo trzeba definiować terroryzm. Do tej pory była to tylko nieskuteczna manipulacja cudzym lękiem dokonywana w celach politycznych. Wyniki wyborów parlamentarnych w Hiszpanii dowodzą, że może to już być manipulacja skuteczna.

Skuteczne trwożenie ludzi w celach politycznych nazywano do niedawna terrorem i odróżniano od terroryzmu. Terror był charakterystycznym wyróżnikiem możliwości państwa, natomiast terroryzm jako forma walki słabych stosowany był przez przeciwników państwa. Dziś wszystko się pomieszało. Państwa rzeczywiste, istniejące na mapach, muszą szamotać się w jakiejś dziwnej wojnie z „państwem” nieistniejącym, ale potężnym, niemającym granic i nie wiadomo, gdzie leżącym. Ale stosującym broń słabych, czyli terroryzm.

Na czym polega skuteczność masakry w Madrycie (bo była ona skuteczniejsza od masakry w Nowym Jorku w dniu 11 września 2001)?

Wybory mieli wygrać chadecy Aznara, wygrali socjaliści Zapatero. Woleliby je przegrać, byle tylko nie było wcześniej tej masakry. Są beneficjentami terroryzmu i tak będą postrzegani przez następne cztery lata sprawując władzę. Nie można zaczynać rządów gorzej. Ale nie oni podkładali bomby.

Po 11 września 2001 r. wiemy,

że liczba ofiar to już nie kilkunastu pasażerów na lotnisku w Mediolanie zgładzonych przez Czerwone Brygady w końcu lat 60. To tysiące ludzi w Nowym Jorku i za każdym razem – później – około dwustu osób: w Madrycie, na Bali, w Bombaju, w Karbali i wszędzie tam, gdzie terroryzm ostatnich dwu lat dał o sobie znać. Te wielkości to dowody na ludobójczy charakter i skalę zbrodni. Tego wcześniej nie było. To jego nowa cecha. Terroryści za nic mają przy tym fakt, że zbrodnie ludobójstwa nie ulegają przedawnieniu.

Ibn Laden przygotowywał atak na najwrażliwsze ośrodki polityczne, gospodarcze i wojskowe Stanów Zjednoczonych i miał w zanadrzu dwa inne scenariusze na wypadek, gdyby porwanie samolotów i atak na World Trade Center się nie powiodły.

Polityka 13.2004 (2445) z dnia 27.03.2004; Świat; s. 52
Reklama