Archiwum Polityki

Pany nie przyszły

Pany z Ateneum i chamy z Rozmaitości” – takim prowokacyjnym tytułem kusił krytyk teatralny Roman Pawłowski do udziału w dyskusji zorganizowanej w stołecznym Instytucie Teatralnym. Miało być o antagonizmach w warszawskim środowisku artystycznym, o zderzeniu dwóch wizji uprawiania teatru: tradycyjnej i awangardowej. Poszedłem. Chamy stawiły się w komplecie. Cham czołowy, czyli Grzegorz Jarzyna, dyrektor artystyczny Rozmaitości. Cham pomocniczy, czyli krytyk teatralny Piotr Gruszczyński, ubrany w treningowe dresy dla podkreślenia woli starcia w ringu. Prowadzący spotkanie Roman Pawłowski wprawdzie chamom po cichu sprzyjał, ale dla podkreślenia swej neutralnej roli arbitra ubrał się (chyba pierwszy raz w życiu?) w gustowny garnitur. Niestety, ku wielkiemu rozczarowaniu wszystkich zebranych Pany po prostu nie przyszły. Pany zignorowały. Pany postanowiły się nie zniżać. Odmówił udziału Wojciech Pan Młynarski, autor głośnego tekstu w grudniowej „Rzeczpospolitej”, w którym uprzejmy był nazwać Rozmaitości „pretensjonalną pudernicą”, jej dyrektora „drobnym cwaniaczkiem”, aktorów zaś „bełkoczącymi głuptasami”. Odmówił Gustaw Pan Holoubek, dyrektor Ateneum. W ostatniej chwili zrezygnowała z konfrontacji Elżbieta Pani Baniewicz, autorka zdecydowanych krytyk sceny, na której rządzą Jarzyna, Warlikowski czy Lupa. Nie przyszły też Pany z jakiegokolwiek innego wybitnego warszawskiego teatru, uznając solidarnie, że dla nich i dla chamów jest zdecydowanie za mało miejsca w salce Instytutu Teatralnego. W roli zastępczego Pana wystąpił więc, wysupłany spośród widzów i zmuszony do wypowiedzi, krytyk Tomasz Mościcki. Nieprzygotowany do walki, bez rozgrzewki, punktował: „Pokazujecie prywatne histerie aktorskie, a nie starannie skomponowane emocje”, „To, co robicie, robicie dla siebie, a nie dla widza” itd.

Polityka 18.2004 (2450) z dnia 01.05.2004; Kultura; s. 59
Reklama