Archiwum Polityki

Premier z  Arabii

Przez 9 miesięcy z Amerykanami stawiał na nogi gospodarkę Iraku. Tydzień temu wrócił z Bagdadu jako prezydencki kandydat na szefa rządu. Zamienił jedną stajnię Augiasza na drugą.

Od razu po wyjściu z samolotu Marek Belka pojechał na rozmowy o nowym rządzie. Po amerykańsku uśmiechnięty, po iracku opalony, po swojemu złośliwy. Przed kamerami wypadał lepiej niż jego umęczeni partyjnymi sporami rozmówcy. Bo też wrócił z Iraku jako międzynarodowa gwiazda ekonomii i polityki.

Mam poczucie, że wróciłem z tarczą, a nie na tarczy – twierdzi prof. Belka. Ma dziś 52 lata, pochodzi z rodziny inżynierskiej. Jego młodszy o dwa lata brat został inżynierem, jak rodzice. Marek wybrał ekonomię, ale długo musiał walczyć, żeby przekonać matkę i ojca do swojego wyboru. Jak potem wspominał w wywiadzie: „Nawet próbowali mnie w sposób naukowy odwieść od tego pomysłu. Zaprowadzili mnie do psychologa, który zrobił mi test i miał określić moje predyspozycje do zawodów inżynierskich. Test niczego nie wykazał, pan psycholog był bezradny i stanęło na moim”.

Belka ma żonę i dwoje dzieci. Syn poszedł w ślady taty i studiuje ekonomię na Uniwersytecie Łódzkim, córka w tym roku zdaje maturę. W wolnych chwilach Marek Belka lubi pograć w koszykówkę. Nie lubi, kiedy mu przeszkadzać w spędzaniu czasu z rodziną. Mieszkają w dużym domu na willowym przedmieściu Łodzi. Gabinet profesora jest skromnie urządzony, ale pedantycznie czysty: długa meblościanka z książkami, proste biurko z laptopem, wzorzysty dywan. Porządek oddaje charakter lokatora: spokojny spartanin. Na ścianie kolekcja czapek i kapeluszy z całego świata – wśród nich czapka, którą student profesora znalazł następnego dnia po masakrze na placu Tiananmen w Pekinie. Nad drzwiami wisi wielki kloc drzewa z napisem: „Ostatnia belka ratunku” – prezent od prezydenta.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Kraj; s. 24
Reklama