Kiedy sieć Avans zorganizowała głośną promocję w Blue City, po której kilka osób trafiło do szpitala, błyskawicznie ripostowała konkurencyjna sieć Media Markt (na ich wyprzedażach zdarzają się podobne sceny). Na czas otwarcia Blue City obniżyła swoje ceny. Bój jest morderczy, bo sklepów w Polsce przybywa szybko, a kupujących znacznie wolniej. – Każde kolejne centrum musi być inne, większe, lepsze, aby wydrzeć klientów konkurencji – mówi Grzegorz Pękalski, dyrektor generalny Cefic, spółki, która zarządza galeriami handlowymi w całym kraju i za 270 mln euro buduje w stolicy kolejnego giganta – Arkadię. – To nie będzie tylko miejsce do robienia zakupów. Tutaj będzie się po prostu spędzało czas – mówi Pękalski. Do tego samego namawiają nas również właściciele Blue City.
Dziś największe centra handlowe, jak wrocławska Korona, krakowska Zakopianka, warszawskie Janki i Galeria Mokotów, to niemal miasta w miastach. Co najmniej 200 sklepów, kilka poziomów, własna komunikacja, wewnętrzne ulice, bary i restauracje, parkingi na kilka tysięcy aut. – Centrum projektuje się tak jak produkt, który musi spełniać wszystkie potrzeby klienta – mówi Artur Wojtkiewicz z Apsys. – Przywiązywaliśmy dużą wagę do doboru sklepów i ich ustawienia – mówi Yoram Reshef, dyrektor generalny Blue City. Rozmowy z największymi najemcami w Arkadii zaczęły się, gdy w miejscu dzisiejszego placu budowy było dzikie wysypisko śmieci i zrujnowana bocznica kolejowa.
Każdy właściciel centrum stara się, żeby to właśnie pod jego dachem znalazły się wszystkie ulubione przez Polaków sklepy. Takie sieci jak H&M, C&A, Reserved, Royal Collection, Tatuum, Troll, Galeria Centrum, markowe perfumerie oraz sprzedawcy sprzętu AGD i RTV to tzw.