Przemarsze gejów i lesbijek odbyły się już kilkakrotnie w Warszawie, nie wzbudzając specjalnych emocji ani sprzeciwów. Informacje o zdarzeniu nie wychodziły poza lokalną prasę. Dlaczego w Krakowie impreza wywołała grzmoty słyszalne w całej Polsce?
Współczesny Kraków ma dwa oblicza: dzienne i nocne, oficjalne i nieoficjalne. Dniem rządzi duch pani Dulskiej, gorszący się tym co inne, zasłaniający się tradycją, z której wybiera to co wygodne. Duch Dulskiej wciela się najczęściej w osoby kilku radnych z LPR (mniejszościowy klub w Radzie Miasta), ale działa za ich sprawą tak skutecznie, że w kwestiach światopoglądowych niemal jednym głosem mówią radni wszystkich opcji. Do najaktywniejszych należy radny Maciej Twaróg z LPR. Demokracja to według niego rządy większości, którym mniejszość musi się podporządkować. Tradycyjne wartości, na które się ciągle powołuje to: dom, Kościół, klub sportowy i podwórka Nowej Huty, na których się wychowywał.
Nocą natomiast miasto przeistacza się w mekkę clubbingu, do której ciągną imprezowicze z całej Polski. Stateczny gród jest też zagłębiem klubów i pubów gejowskich. Wcześniej w Bunkrze Sztuki i w innych miejscach wielokrotnie odbywały się przeglądy filmów o tematyce gejowskiej, dyskusje o homoseksualizmie i nikomu to nie przeszkadzało. Ale imprezy te toczyły się pod powierzchnią publicznego życia miasta.
Mirosław Gibes, przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej w Krakowie: – Nie chcę, aby Kraków kojarzył się z homoseksualistami. Nikt ich w pracy nie pyta, jakiej są orientacji. W swoich klubach i pubach mogą robić, co im się podoba, ale niech nie paradują po ulicach miasta.
Tomasz Szypuła, rzecznik Kampanii przeciw Homofobii: – Przestrzeń publiczna w Krakowie została zawłaszczona przez Kościół i środowiska o tradycyjnych poglądach.