Archiwum Polityki

Od antyku do „Big Brothera”

Kaprysy starszego pana” Jacka Bocheńskiego wywołać mogą niedowierzanie. Jakież to starszy pan może mieć kaprysy? Pewnie zjadł coś, czego nie przewiduje przepisana przez lekarza dieta, może cały suty obiad z golonką, a może tylko deser... Tymczasem obiadu nie było, a pod skromnym tytułem ukrywa się jedna z ważniejszych książek o naszej współczesności, jakie ukazały się ostatnio. Tytułowa formuła jest wybiegiem albo też próbą pogodzenia kilku konieczności i zasad, jakie rządzą pisarstwem Bocheńskiego. „Chcę odpocząć i wam dać odpocząć” – zapowiada autor już na początku, na stronie 12, i obietnicę spełnia. Urok stylistyczny, dowcip, ironia – a więc forma kaprysu, niezobowiązującego, małego utworu, w którym jest miejsce na lekkość i zabawę. Ta zabawa nie oznacza jednak ucieczki przed myśleniem o całkiem poważnych sprawach. Tyle że to myślenie nie odbywa się z pozycji uczonego-intelektualisty, a już najdalsze jest od udzielania pouczeń, rozliczania, ferowania wyroków. Robi to samo w sposób dużo bardziej subtelny.

Jacek Bocheński jest pisarzem, którego znakiem rozpoznawczym stała się znajomość kultury antycznej. Przyczyniły się do tego powieści „Nazo poeta”, a zwłaszcza „Boski Juliusz” z 1961 r., czytany u nas jako rodzaj ukrytego pod maską historycznej alegorii rozliczenia z kultem jednostki. W najnowszej książce Bocheńskiego nie ma nic z wyższości wtajemniczonego czy znawcy niezawodnych reguł antycznej estetyki. Pisarz jak dyżurny antropolog przechadza się po swojej okolicy i gdy wybierając się na spacer do Lasu Kabackiego spostrzega przypadkiem znak, antyczną głowę namalowaną na wentylatorni metra, reaguje entuzjazmem. Poza tym – przechadza się po upstrzonych napisami miejskich zaułkach, studiuje trywialne napisy i nieobce są mu wytwory kultury masowej.

Polityka 21.2004 (2453) z dnia 22.05.2004; Kultura; s. 69
Reklama