Archiwum Polityki

Palący problem

Ciężkie czasy nastały dla palaczy. Ciągle przybywa miejsc, w których nie wolno palić. Czy w dobie poprawności tytoniowej możliwe jest jeszcze pokojowe współistnienie nałogowców z niepalącymi?

Ostatnio, po dłuższej dyskusji przechodzącej w kłótnię, nie przeszedł pomysł części stołecznych radnych zakazujący palenia tytoniu na przystankach tramwajowych i autobusowych. Zrodził się on wkrótce po tym, gdy 29 marca w Irlandii zakazano palenia w ponad 10 tys. tamtejszych pubów. Złamanie tego zakazu grozi grzywną do 3 tys. euro. Personel ma obowiązek zwracać uwagę palącym i wypraszać ich z lokalu, gdyby dalej palili. A gdyby nie chcieli wyjść i dalej palili – wzywać policję. Na to właściciele pubów nie mogą sobie pozwolić, a i policja zapowiedziała, że wdawać się w to nie będzie, bo brakuje jej środków. Nie tylko zresztą o puby poszło. Od 29 marca w Irlandii nie wolno palić w miejscach pracy, klubach, na łodziach rybackich, w samochodach służbowych, a nawet w traktorach. Zakazy te prowokują do żartów. Niestety, żartów z prawa. Bo jaki ma ono sens, jeśli nie daje się go egzekwować?

Niemniej na początku maja w podwarszawskiej firmie PS produkującej namioty zjawili się wysłannicy irlandzkich pubów, zainteresowani kupnem „budowli tekstylnych, stabilnych, wielosezonowych”, które można by ustawiać obok części pubów jako palarnie. Budowla taka musi mieć pięć na pięć metrów i – jak chce ustawodawca – połowa ścian ma być otwarta: – Chcemy tam dać siatkę – nie ukrywa zadowolenia Adam Sierzan, szef PS. – A gdyby to wypaliło, to mielibyśmy mnóstwo roboty.

Paweł Kwaśniewski, producent telewizyjny, fatalnie wspomina swoją ostatnią podróż do Nowego Jorku. Nie można palić mniej więcej godzinę przed odlotem, przez cały lot (8 godzin) i prawie godzinę po wylądowaniu. W sumie 10 godzin. – Okleiłem się plastrami Nicorette, ale i tak w mękach ledwo doleciałem – powiada.

Polityka 22.2004 (2454) z dnia 29.05.2004; Społeczeństwo; s. 100
Reklama