Archiwum Polityki

Niewesoły koniec

Mówiąc w skrócie, historia kina polskiego jest w dużej mierze historią walki twórców o prawo do nieszczęśliwego zakończenia. Władza bowiem zawsze wolała happy endy. Dzisiaj woli je też publiczność.

Ponoć w „Korczaku” Andrzeja Wajdy miał grać któryś z wziętych amerykańskich aktorów; rozmowy przebiegały sympatycznie do momentu, kiedy gwiazdor zorientował się, o co z grubsza chodzi w scenariuszu. Nie mógł się nadziwić: dlaczego uśmierca się głównego bohatera, w dodatku tak sympatycznego jak Doktor? Nie, tak napisanej roli (to nic, że przez historię) nie mógł zagrać. Coś to chyba jednak dało Andrzejowi Wajdzie do myślenia, skoro dopisał bardzo poetycki finał filmu, w którym pociąg jadący do Treblinki zatrzymuje się wśród łanów zbóż i dzieci wychodzą ze swym mistrzem z wagonów...

Od lat Wajda zapowiada film o Katyniu i wciąż nie może znaleźć odpowiedniego scenariusza. Ostatnio rozstał się z pisarzem Włodzimierzem Odojewskim, z którym współpraca układała się zrazu znakomicie. Zdaje się, że poszło o zakończenie. Tak przynajmniej wynika z wymiany korespondencji między zainteresowanymi na łamach „Rzeczpospolitej”. Wajda: „Scena finału zmartwychwstania polskich oficerów będzie jednak kończyć mój przyszły film, gdyż jest całkowicie mojego autorstwa”. Odojewski, który pierwotny scenariusz wydał właśnie w formie książkowej „Milczący niepokonani. Opowieść katyńska”, kończy sceną snu bohaterki o zmartwychwstaniu polskich ofiar. Tak czy inaczej historia katyńska nie może zostać pozbawiona choćby odrobiny nadziei, jakkolwiek nie będzie o to łatwo.

Dlaczego filmy o Holocauście, takie jak „Lista Schindlera” Stevena Spielberga czy „Pianista” Romana Polańskiego, zdobyły światowy rozgłos i Oscary? Nie tylko dlatego, że są dobrze zrobione. W obydwu nie mamy wprawdzie klasycznego happy endu, pojawia się jednak wątek optymistyczny: nawet w najgorszych czasach można zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka.

Polityka 51.2003 (2432) z dnia 20.12.2003; Kultura; s. 78
Reklama