Archiwum Polityki

Siatka – Polka

Dotychczas głównie usprawiedliwialiśmy porażki, teraz musimy wytłumaczyć wygraną

Medali w sportach zespołowych – jeśli nie liczyć sukcesów brydżystów sportowych i podobnych egzotycznych dla przeciętnego kibica dyscyplin – jest u nas jak na lekarstwo. Na dwóch ostatnich olimpiadach żadna nasza drużyna nie zdobyła medalu; gdy cztery lata temu koszykarki podczas mistrzostw Europy wywalczyły złoto, jak na ironię nie pokazała tego żadna stacja telewizyjna. Pozostaje nam emocjonować się sukcesami Adama Małysza czy przypatrywać się samotności długodystansowca Roberta Korzeniowskiego. Ale nie oszukujmy się: to właśnie popularne gry zespołowe skupiają uwagę kibiców, bo są w kulturze masowej odpowiednikiem epickich opowieści o drużynie, lojalności, wspólnocie celów.

Taką znakomitą drużynę udało się stworzyć trenerowi Andrzejowi Niemczykowi, którego wielu ze względu na ciężką chorobę widziałoby raczej w szpitalu niż na parkiecie. Przekonał oporne zawodniczki (w tym własną córkę, znakomitą Małgorzatę Niemczyk-Wolską), że warto raz jeszcze spróbować, połączył doświadczenie części siatkarek z żywiołowością młodszych.

W polskim zespole nie brakuje gwiazd, które potrafią jednak znakomicie wkomponować się w zespół, a kiedy trzeba – wziąć ciężar gry na siebie. Tak było właśnie podczas dramatycznego półfinałowego meczu z Niemkami, gdy w beznadziejnej już niemal sytuacji (przegrywaliśmy 2:1 w setach i wysoko w czwartym) poderwała koleżanki kilkoma piorunującymi atakami Małgorzata Glinka, uznana za najlepszą zawodniczkę mistrzostw. Nasze zawodniczki wykazały się w decydujących momentach odpornością psychiczną (co także – wedle stereotypu – nie leży w naszej husarskiej i często histerycznej naturze). Nie zlękły się też finałowego meczu z Turczynkami i rozniosły rywalki, choć każdy, kto widział w akcji fanatycznych kibiców tureckich, wie, jak deprymująco działa na rywali ich doping.

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Komentarze; s. 18
Reklama