Czy nasze lotnictwo potrzebuje samolotu szkolno-bojowego? Odpowiedź fachowców nie budzi wątpliwości: wyszkolenie na symulatorach nie wystarcza, a na szkolenie pilotów bezpośrednio na samolotach bojowych po prostu nas nie stać. Loty nowoczesnych myśliwców, takich jak F-16, są bardzo drogie, niepotrzebnie zużywa się maszynę, a zniszczenie czy katastrofa samolotu to ogromna strata. Polscy piloci szkolą się więc na Iskrach (wyprodukowano ich ponad 400 właśnie w Mielcu), których okres sprawności technicznej skończy się niebawem. Iskrę miała zastąpić Iryda.
Program Iryda ma ponaddwudziestoletnią historię,
obrosłą sporami, konfliktami i do dziś niezamkniętą ostatecznie. W Mielcu w hangarach PZL stoi 17 maszyn, które są własnością wojska. W skrzyniach stoją silniki K-15, które miały wynieść Irydę w powietrze i które PZL odkupiły od producenta WSK Rzeszów za symboliczną złotówkę (rzeszowska fabryka po prywatyzacji zrezygnowała z produkcji silników tej generacji). Czekają, choć nie bardzo wiadomo na co.
Pierwotnie WSK Mielec miała podpisaną z Ministerstwem Obrony Narodowej umowę na realizację rządowego programu Iryda, obejmującego produkcję 24 samolotów. Ale w polskiej armii nie lata ani jedna maszyna tego typu. Zmienił się ustrój, prezydenci, ministrowie, upadła WSK Mielec i jej Zakład Lotniczy, ale wciąż trwa spór, kto ponosi za to winę. Irydę zaprojektowaną jako samolot szkolno-treningowy przeprojektowano na myśliwiec szkolno-bojowy, kiedy okazało się, że samolot treningowy wychodzi na świecie z użycia. Następnie próbowano przystosować go do standardów NATO, wyposażono więc w nowoczesną na owe czasy awionikę francuskiej firmy Sextant. Na płynną realizację programu wciąż brakowało pieniędzy (zmiany projektów i wyposażenia podnosiły koszty, wymuszały dodatkowe badania).