Biuro podróży Big Blue Travel (BB) ogłosiło bankructwo 3 października, a więc praktycznie już po sezonie. – To jest mój życiowy dramat. Zbankrutowała moja firma, jedyna rzecz, jaką miałem. Teraz walczymy już tylko o zachowanie godności – twierdzi Marcin Kołodziejczyk, 33-letni współwłaściciel BB, jeleniogórskiego biura, które w ciągu kilku lat przebojem weszło na rynek samolotowej turystyki wyjazdowej i w 2002 r. wysłało za granicę najwięcej, bo 75 tys. osób.
Bankructwo zaskoczyło 1,5 tys. turystów wypoczywających głównie w Grecji i Egipcie oraz kolejne 600–700 osób, które zapłaciły i miały dopiero wyjechać na urlop. Odszkodowania wypłaci im Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta, gdzie BB wykupiło swoim klientom obowiązkowe polisy OC.
Do upadków biur turystycznych w Polsce zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Co roku o kilku takich plajtach robi się głośno, znakomita większość – ok. 200–300 rocznie – pada w ciszy, bez afer. W 2002 r. z hukiem zbankrutowały np. Dromader, krakowski Akropol, Partenon Travel, Alpina Tour i As z Piaseczna. W br. krakowska policja zatrzymała pod zarzutem oszustwa właściciela Orion Travel. Sąd w Pradze zablokował konta czeskiego właściciela firmy Fischer Polska. W czerwcu splajtowała Aladin Group, zostawiając turystów w Egipcie i Tunezji oraz wyczyszczone konto. Jeden z głównych udziałowców Tunezyjczyk Nuredine Marhag kilka dni przed ogłoszeniem bankructwa wyjechał do Tunezji. Wcześniej z firmy odeszli dwaj jej udziałowcy i założyli biuro El Greco. Teraz zakładają Orange Travel. Z kolei w lipcu turecki właściciel firmy SDS Holiday wyczyścił jej konto i zniknął.
Po padających firmach zostają tysiące ludzi, którym zepsuto wakacje i wypłacono – jeśli w ogóle! – ledwie część kosztów, jakie ponieśli.