Żyjmy taniej czyli przewodnik po dżungli cen, taryf, upustów, obniżek i promocji
Jeszcze kilka lat temu człowiek szedł na pocztę lub do banku, płacił rachunki i nie musiał się zastanawiać, czy korzysta z najlepszej dla siebie taryfy telefonicznej i czy warto zamawiać dodatkowe usługi. Ale z roku na rok ofert, promocji i związanych z nimi cenników przybywa. Taryfy telekomunikacyjne mnożą się ostatnio jak króliki. Śladem telekomów podążają banki. Niebawem dołączą do nich firmy energetyczne. Co więcej, konkurencyjnych ofert z reguły nie da się łatwo porównać. O to zresztą chodzi. Kupujący czuje się przytłoczony niczym w hipermarkecie, gdzie też roi się od promocji, zazwyczaj równie trudno porównywalnych choćby ze względu na różne rozmiary opakowań. Producenci i handlowcy nie zamierzają nam jednak ułatwić orientacji w tym gąszczu. Musimy się tego nauczyć sami.
Większość firm, zmuszona do tego przez spadek popytu i stagnację gospodarczą, już dawno odeszła od tzw. kosztowej formuły ustalania cen (koszty plus satysfakcjonująca marża). O zbiedniałych klientów trzeba teraz powalczyć. W sukurs księgowym przyszli fachowcy od marketingu. Szybko stały się modne sezonowe wyprzedaże, gdzie markowe ciuchy można kupić z 50-proc. rabatem, promocje, specjalne oferty. – Do handlowców dotarło wreszcie, że tak naprawdę liczy się średnia cena. Wiedzą, że u schyłku lata pojawi się zamożny klient i zapłaci za sweter 500 zł, a na wiosnę taki sam opłaca się sprzedać za 200 zł – mówi Mirosław Proppe, ekspert do spraw cen firmy doradczej KPMG.
Podobnie jest na tureckim bazarze. Z tym że cena, jaką nam rzuci właściciel straganu, zależy od tego, jak oceni na oko zasobność naszego portfela. Mimo że nigdy nie studiował marketingu, wie doskonale, że każdy z nas ma swoją własną cenę maksymalną, którą jest gotów zapłacić za oferowany produkt czy usługę.