Archiwum Polityki

Dybuki nasze i wasze

Krzysztof Warlikowski w swoim „Dybuku” połączył klasyczną sztukę Szymona Anskiego ze współczesnym opowiadaniem Hanny Krall. Krzysztof Warlikowski w swoim „Dybuku” połączył klasyczną sztukę Szymona Anskiego ze współczesnym opowiadaniem Hanny Krall. Piotr Hawałej / Reporter
Czym jest dybuk? Dosłownie duszą zmarłego, która zamieszkała w ciele osoby żyjącej. A metaforycznie – to obciążenie przeszłością, poczucie winy, wyrzut sumienia.

Na tegoroczny festiwal Dialog-Wrocław Krystyna Meissner zaprosiła teatry z Polski i z różnych stron świata, można powiedzieć, specjalizujące się w wywoływaniu dybuków. Do jednych chcemy się przyznawać, do innych nie.

Co wspólnego z naszymi codziennymi frustracjami, lękami i obawami mogła mieć „Apokalipsa” zagrana przez przybyły z S?o Paulo zespół Teatro da Vertigem? Inspiracją do powstania tego widowiska były wydarzenia w brazylijskim więzieniu, w którym dziesięć lat temu brutalnie uśmierzono bunt, zabijając ponad sto osób. Zespół swój spektakl pokazuje w czynnych więzieniach; także w Polsce wybrano do tego celu Zakład Karny w Wołowie. Dla większości teatralnych widzów zetknięcie się z prawdziwym więzieniem: z okratowaną śluzą przy wejściu, z masywnymi drzwiami do cel, z małymi okienkami, w których można było dostrzec twarze skazanych – było większym szokiem niż całe widowisko głęboko zanurzone w południowoamerykański kicz. Życie wygrywało tu ze sztuką, budzącą – przy pełnym podziwie dla sprawności i poświęcenia wykonawców – jedynie obojętność.

Czym miał nas dotknąć i poruszyć antyglobalistyczny i antykonsumpcjonistyczny wrzask przywiezionego z Hamburga przedstawienia René Pollescha „Kandydat. Oni żyją”? Trudno je nazwać spektaklem – był to raczej kabaret trójki aktorów rozsiadających się w różnych miejscach wypełnionego błyszczącymi gadżetami pomieszczenia i przekrzykujących się strzępami zdań, cytatów i dowcipów dotyczących życia publicznego, takiego jak je ukazują media – polityki, seksu, plotek i zgrywy. Część widowni łatwo dała się wciągnąć w te żarty, pozostali z wyczuwalną niechęcią patrzyli na dwojących się i trojących aktorów, wzdrygając się przy padającym co chwilę okrzyku „Scheisse”.

Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Kultura; s. 74
Reklama