Archiwum Polityki

Jak liczyć matematyków?

Chcąc podkreślić wkład Polaków do skarbnicy cywilizacji, wymieniamy z reguły Kopernika, Skłodowską-Curie oraz Polską Szkołę Matematyczną. Dlaczego tak mało z niej zostało? Przecież podobno mamy dryg do matematyki.

Jak to się stało, że w kraju, który nigdy nie miał tradycji matematycznych i nie wydał w ciągu stuleci żadnego matematyka o wielkim nazwisku, pojawiła się nagle w tym samym momencie grupa nadzwyczajnie utalentowanych ludzi? Przypadek? Do pewnego stopnia – tak. Ale... Gdyby nie to, że kilku ludzi tuż po pierwszej wojnie światowej umiało w Polsce stworzyć odpowiednie warunki i dzięki swoim zgoła niematematycznym uzdolnieniom powołać do istnienia niezwykły kolektyw, Polskiej Szkoły Matematycznej (PSM) z pewnością by nie było.

Pierwszym z tych naukowców-organizatorów był młody i bardzo zdolny Zygmunt Janiszewski (1888–1920), który w 1918 r. opublikował artykuł „O potrzebach matematyki w Polsce”, gdzie proponował koncentrację kadry naukowej na niewielkim obszarze badawczym. „Matematyk – pisał – nie potrzebuje wprawdzie do swej pracy żadnych laboratoriów, żadnych kunsztownych i kosztownych środków pomocniczych, potrzebuje jednak odpowiedniej atmosfery matematycznej, styczności ze współpracującymi; atmosferę odpowiednią może wytworzyć dopiero zajmowanie się wspólnymi tematami. Konieczni prawie dla badacza są współpracownicy. Odosobniony najczęściej zamiera. Przyczyny tego są nie tylko psychiczne, brak pobudki: odosobniony wie o wiele mniej od tych, co pracują wspólnie”.

Drugim czynnikiem było stworzenie specjalistycznego czasopisma (otwartego dla autorów z całego świata!), w którym polscy matematycy mogli publikować swoje rozprawy. To były słynne „Fundamenta Mathematicae” (pierwszy tom: 1920). Również i pozostałe idee Janiszewskiego zostały przez ówczesne polskie środowisko matematyczne podchwycone z entuzjazmem.

Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Nauka; s. 88
Reklama