Igor Trunow był jeszcze niedawno młodym, mało znanym moskiewskim adwokatem. Jednym z wielu. Dziś jego twarz jest rozpoznawana natychmiast od Władywostoku po Petersburg. W obronie pokrzywdzonych podjął się niemożliwego, nie biorąc za to ani grosza. Rosja lubi takie historie.
Sam Trunow wspomina: – Zaczęło się od tego, że na sobotni bezpłatny dyżur, podczas którego udzielam porad prawnych, przyszły trzy osoby. Patrzyłem na kobietę, która straciła na Dubrowce nastoletniego syna. Była w wieku mojej żony, ubierała się podobnie, to mogła być moja żona. A tam mógł być mój syn. Od samego początku wszystkim nam, zaangażowanym w walkę o odszkodowania, chodziło o dużo więcej niż pieniądze.
Po kolejnych tragediach, które w ostatnich latach wstrząsnęły Rosją – zatonięciu „Kurska”, ataku na Budionowsk i Dubrowce – władza zawsze zachowywała się tak samo – bez szacunku do ludzkiego życia, arogancko i kłamliwie. – Chodziło o to, by pokazać, że obywatele nie godzą się na łajdactwa władzy – ciągnie Trunow. – Że „przepraszam” Putina nie wystarczy, bo zaraz będzie następne „przepraszam”. Sąd wydawał się dobrym do tego miejscem. Trunow chciał przy okazji pokazać prawdę o rosyjskim sądownictwie, które w zależności od sytuacji jest według niego albo posłusznym narzędziem prokuratury, albo władzy wykonawczej.
Trunow wniósł 65 pozwów z żądaniem 60 mln dol.
odszkodowań za cierpienia fizyczne i straty moralne, których doznali byli zakładnicy lub ich rodziny, a także za utratę żywiciela rodziny. Sprawa, a raczej kilka spraw, bo pozwy wpływały jedne po drugich, od początku była dla władzy niewygodna. Nie pozwalała ucichnąć dyskusji o tym, jak przeprowadzono szturm, o tym, jak wyglądała pomoc lekarska, jak władze traktowały oszalałych z rozpaczy ludzi próbujących dowiedzieć się czegokolwiek o bliskich.