Branży samochodowej nie ominął kult młodości. Wygrywa ten producent, który lepiej wyczuwa zmieniające się gusty odbiorców, skuteczniej kreuje samochodowe mody. Dlatego już w chwili wprowadzenia nowego modelu na rynek rozpoczyna się myślenie, jak go unowocześnić i kiedy wypuścić następcę. Dwa–trzy lata po premierze auto wkracza w wiek średni, pięć–sześć to późna starość, pora się żegnać.
Czas życia samochodu ulega więc stałemu skróceniu. Przykładem może być Volkswagen Golf, który zadebiutował w roku 1974. Na drugą wersję trzeba było czekać 9 lat. Od chwili premiery Golfa IV do pojawienia debiutującego właśnie Golfa V nie minęło siedem lat, a i tak panuje opinia, że koncern VW mocno się spóźnił. Zapewne na szóstą wersję Golfa nie będziemy musieli tak długo czekać.
Ten kult młodości i nowości sprawia, że w branży motoryzacyjnej karierę robią kuracje odmładzające. Raz jest to kosmetyka sylwetki nadwozia, innym razem wnętrza, czasem drobne zmiany konstrukcyjne. Chodzi o to, by nie inwestując zbyt wiele (wprowadzenie nowego modelu kosztuje ponad pół miliarda dolarów) sprawić wrażenie, że producent nadąża za zmieniającymi się czasami.
Niektórzy producenci dla podkreślenia tych szybkości zmian używają określenia roku modelowego, który nie pokrywa się z rokiem produkcji. Zwykle w drugim półroczu z taśm produkcyjnych fabryk samochodów schodzą już wersje kolejnego roku. Określenie rok modelowy jest dla wtajemniczonych sygnałem, że w aucie zaszły jakieś zmiany. Zwykle mają one symboliczny charakter, choć producenci bardzo zabiegają, by było o nich głośno.
Przyszłoroczne nowości w większości zostały już zaprezentowane na tegorocznych salonach samochodowych, część z nich weszła do sprzedaży w krajach Europy Zachodniej.